Anakreont
Do malarza
O najbieglejszy z malarzy!
Weź wprawny pędzel do ręku:
Maluj mi oblubienice,
Wesołe i pełne wdzięku,
A przy nich hoże dziewice,
Tańczące przy fletów dźwięku,
I jeśli ci się gdzie zdarzy
Kochanków wmieść tajemnice.
Dobrawszy wianków na skronie,
Bawmy się w dowcipnym gronie,
Niech przy miłym lutni dźwięku,
Piękne dziewczę z tyrsem w ręku,
Przy którym jéj bluszcz się wije,
Lekką stopą ziemię bije.
Niech chłopiec z trefionym włosem,
Zlewa głos swój z lutni głosem,
Wtedy z łaski Bożka wina
I pięknego Kupidyna,
Gdy i Wenus jeszcze sprzyja,
Mile starcom wieczór mija.
Chcę śpiewać pochwały Róży,
Z niéj wiosna pierwszą ma chlubę.
Zbliż się do mnie dziewczę lube!
Niech twój głos mojemu wtórzy,
Róża jest niebian oddechem,
Róża śmiertelnych ponętą,
Wdzięków, Amorków uśmiechem,
Rośliną Cyprydzie świętą.
Róża w pieśniach ludu słynie,
I w sióstr uczonych dziedzinie,
Miła choć rwącéj ją dłoni,
Ostremi kolcy się broni.
Z miękkich jéj listków pieszczenie
Wonne rozpływa się tchnienie.
Czci ją poeta wesoły,
Nią biesiadne zdobią stoły,
Cóż się bez niéj obejść może?
Poeta gdy kreśli zorze,
Jak rozsiewa światło ranne,
Daje jéj palce różanne.
Nimfom różanne ramiona,
Wenerze daje płeć róży;
Róża chorym upragniona,
I po śmierci nawet służy.
Bo mogiły nasze wieńczy,
Nad czas dzielniejsza jéj siła,
Bo i starcom róża miła,
Powraca oddech młodzieńczy.
Powiem początek róży nieznany,
Już rosą zlana z cichego morza,
Cypryda hoża,
Powstała piany,
A w tém cud nowy,
Zdziwił niebiany.
Nagle wypada
Z Jowisza głowy,
Zbrojna Pallada.
Ziemia zdumiona,
Cud trzeci rodzi,
Krzaczek z jéj łona
Różanny wschodzi,
Nektarem Bogi,
Krzak ten polały,
Na ten dar błogi,
Kwiat okazały
W całym się blasku z pączka rozwija,
I już mu Wenus i Bachus sprzyja.
O gdyby złoto było środkiem dzielnym,
Do przedłużenia dni życia śmiertelnym,
Złotobym zbierał, zbierałbym z ochotą,
I śmierć za okup wzięłaby to złoto.
Lecz gdy u ludzi śmierć jest nieuchronną,
Po cóż się mamy dręczyć pracą płonną,
Po cóż w zabiegach, w trudach, złoto zbierać,
Gdy prędzéj, późniéj musiemy umierać,
Wino pić wolę;
W przyjaciół kole,
I Afrodycie
Poświęcić życie.
Ani o skarby Gigesa się troszczę,
Ani tyranom zazdroszczę,
Całą mam pracę lać na włosy wonie,
I wieńczyć różami skronie.
Z dniem tylko żyję i żyć nie przestanę,
Bo komuż jutro jest znane?
Gdy dziś pogodne, dzisiaj używajmy,
Pijmy i na lutni grajmy,
Spieszmy się z życiem, bo choroba gon[i]
I wszelkich uciech zabroni.