czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne
Krzysztof Kamil Baczyński - "Nim zamilkną dzwony" - czytanki.pl
OkolicznościoweWielkanocWiersze i wierszyki

Nim zamilkną dzwony

by Katarzyna Jerzykowska 31 marca 2018

Krzysztof Kamil Baczyński

Nim zamilkną dzwony

ten dzień, co niósł na sobie przez trumny i ruchy
złożenie w grobie ciałem, a wstawanie duchem
Jeszcze dzisiaj biją dzwony
płacz żałosny płacz strwożony
męka Pańska coraz bliżej
oczy Syna coraz wyżej
wypatrują Ojca.

Jeszcze dzisiaj dzwony płaczą
z żalem gorzkim i rozpaczą
wkrótce siądą do wieczerzy
jeden nie zmówi pacierzy
tylko zdradzi.

Jeszcze dzisiaj mówią dzwony
jak zostanie upodlony
Bóg w ciele człowieka
jaka kaźń i śmierć Go czeka
nim duchem powstanie.

Jutro zamilkną już dzwony
świat zostanie pogrążony
w głuchej ciszy i żałobie
staną warty przy grobie
i wnet zasną.

Znów obudzą ich dzwony
śpiew radosny śpiew natchniony
odkupieniem win śmiertelnych
zatrzaśnięciem wrót piekielnych
powrotem do Ojca.

Nim zamilkną
coraz ciszej biją dzwony
coraz słabiej biją
ludzkie serca.

 

31 marca 2018 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Wiersze i wierszyki

Krzyż i dziecko

by Katarzyna Jerzykowska 31 marca 2018

Cyprian Kamil Norwid

Krzyż i dziecko

– Ojcze mój! Twa łódź
Wprost na most płynie –
Maszt uderzy!…wróć…
Lub wszystko zginie.

Patrz! Jaki tam krzyż,
Krzyż niebezpieczny –
Maszt się niesie w zwyż,
Most mu poprzeczny –

– Synku! Trwogi zbądź:
To znak – zbawienia;
Płyńmy! Bądź co bądź –
Patrz, jak? Się zmienia…

Oto – wszerz i wzwyż
Wszystko – toż samo.

– Gdzie się podział krzyż?

– Stał się nam bramą.

31 marca 2018 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Wiersze i wierszyki

Pascha

by Katarzyna Jerzykowska 31 marca 2018

Lucjan Rydel

Pascha

Był wieczór Paschy; w milczeniu głębokim
Siedli napoju pożywać i jadła –
Wieczernik szarym napełniał się mrokiem;

Półjasność zmierzchu, mglista i wybladła
Na stół białymi zasłany rańtuchy
I na ich twarze łagodnie się kładła.

I cisza była; a w tej ciszy głuchej,
Przez kratę okna powiew coraz rzadszy
Gnał z pól zielonych wiośniane podmuchy.

Pośród rybitwów tych ubogich siadłszy
Chleb w obie ręce wziął i kielich wina.
I zadumany w twarze uczniów patrzy.

A w tych źrenicach Człowieczego Syna
Mistycznych brzasków grała jasność złota
i myśl ogromna jakaś – i jedyna….

Z ich oczu – serca patrzała prostota;
Pierwsi pić mieli z Kielicha Miłości,
Pierwsi pożywać mieli Chleb Żywota

Iż byli, jako ptaki leśne – prości.

 

31 marca 2018 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Stanisław Korab-Brzozowski - "Ostatnia Wieczerza" - czytanki.pl
OkolicznościoweWielkanocWiersze i wierszyki

Ostatnia Wieczerza

by Katarzyna Jerzykowska 31 marca 2018

Stanisław Korab-Brzozowski

Ostatnia Wieczerza

Płonie siedmioramienny świecznik. Tajemnicza
Spełnień godzina przyszła: ostatnia wieczerza.
Konieczność przeznaczonej chwili strach odmierza
I nagli nieruchomą stałością oblicza.

Mistrz zasie w duchu ucznie swe wszystkie oblicza,
I łamie chleb sytości dla pożądań zwierza:
– „Oto jest ciało moje nowego przymierza” –
I spożyli chleb przaśny. „O sytość zwodnicza”!

O kłamstwo! o nikczemne okruchy pszeniczne!
Gdzie jesteś pierworodne jagnię liturgiczne?
A mistrz tymczasem kielich podawał im wina:

„Pijcie, to jest krew moja za świata zbawienie”.
I pili! Judasz tylko ujrzał wypełnienie
I wyszedł – za nim w tropy Przenajświętsza Wina.

31 marca 2018 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Ignacy Krasicki - "Pieśń życia" - czytanki.pl
Fragmenty książek

Pieśń życia (fragment)

by Katarzyna Jerzykowska 31 stycznia 2018

Józef Ignacy Kraszewski

Pieśń życia

(FRAGMENT)

„Pieśni życia, wielka pieśni, po raz setny, niech cię rozpocznie człowiek; pieśni niewyśpiewana, nieskończona nigdy pieśni, zawsze jedną grobową kończąca się zwrotką, a zawsze nowa i ponętna…

„W krainie ducha, wszystko jest pieśnią życia, jak na ziemi, od pyłku do dębu wszystko jest żywotem. W pyłku śpi może świata zarodek, w dębie szumi myśl zielona, i w słowach życia pieśni co dźwięczą urwane, snują się myśli wielkie, niemowlęcym bełkocząc językiem…..
„Życie, życie, życie! po trzykroć wołam cię, zaklinam, wywołuję bym zrozumiał; chciałbym czarnoksięzką różczką zmusić cię byś stanęło przedemną, przyoblekło ciało, i odpowiedziało mi samo, czem ty jesteś? Ja cię rozumiem i nie pojmuję cię jeszcze, chwytam i pojąć nie mogę. Spojrzę w niebo, zda mi się, żem schwytał słowo wielkiéj zagadki, obejrzę się na ziemię i błąkam znowu. Toż to jest życie? do czego?
„Chciałbym zaśpiewać wam wielką wiekuistego życia pieśń, a usta zawiera zdumienie, cierpienie, bezsilność i boleść; boleję ale nie nad sobą. Usta mi zamyka szał ludzi, nędza ludzka i wszystkie życia sprzeczności, które ściąga myśl na sznur tego różańca, nie mogąc ich z sobą pogodzie, pobratać i skleić.
„Niech pieśń ta pyłkiem będzie… gdy zaszumiéć dębem nie może, — i pyłek w stworzeniu potrzebny i on nieśmiertelny.
„Pieśń życia! spytają zdumieni, — a żyłżeś ty, co ją chcesz wyśpiewać? O! żyłem, jeśli życiem nazwać się godzi to dziwne pasemko nadziei, łez, boleści, burzy i ciszy i pracy, pracy mozolnéj, na którą gdy się obejrzę, to mi żal, że tak drobna, że tak nieznacząca, że tak w obliczu myśli co ją zrodziła — niedołężna… O! żyłem, śniłem, cierpiałem, pragnąłem, pracowałem, a dziś, gdy się tak wiele przeżyło i prześniło, przecierpiało i przepracowało, nie potrafię powiedzieć, czy warto żyć było.
„Chcę jednak wyśpiewać pieśń nie mojego życia, która pyłkiem będzie tylko, bom i ja w świecie pyłkiem był zaledwie.
„Stańmyż, — oto kolebka — zagadka! Widzicie, na świat przychodzi dziedzic świata, człowiek, z jaką go witają radością, jakiemi mu sypią życzeniami! Jakby sami byli kiedy szczęśliwi, jakby kiedy spełniły się ich życzenia!
„Jedna tylko, matka jedna, wita męczennika łzą na oku, a łza to prorocza, co przepowiada cierpienia, co pierwszy chrzest boleści obmywa dziedzica ziemi…
„Srebrna kropelka błogosławieństwa i wieszczby spadła na rumianą skroń, a z nią wielka, tajemnicza siła; dziecię dotknięte nią drgnęło, poruszyło się, uczuło już może ból, który ją zrodził i błogosławieństwo które niesie z sobą… Łza to święta — chrzest to pierwszy.
„Ojciec się zbliżył i zapłakał także; ale łza jego, łza męzka, łza owoc myśli nie serca; poleciał duchem w świat i przyniósł zeń tę łzę, równie proroczą, ale chłodną. Tamta spłynęła na pierś dziecięcia — ta mu oblała głowę i znowu poruszyło się przeczuciem… Był to chrzest drugi, chrzest boju, jak pierwszy był chrztem miłości.
„Inni zamiast łez przynieśli słowa i posypali niemi kolebkę, jak szeleszczącemi liśćmi suchemi, które jesień zwarzyła.
„I spadły słowa, jedne jak martwe liście, a inne jak muchy z brzękiem przeleciały po nad kolebką, zaszemrały, uciekły i pochowały się zaraz… Słońce życia wywiedzie je kiedyś znowu z kryjówek, znowu przylecą i odlecą znowu, kołysze się, kołysze kolebka dzieciny.
„A razem z pieśnią piastunki, słychać już nad nią, nad dziecięcia głową, wiele krzyżujących się głosów… Posłuchaj sercem zdaleka, bo je sercem tylko schwytać można, jak do snu kołyszą, jak niemowlęciu śpiewają jego przyszłością.
„Zdala, zdala, dochodzi najprzód głos wojny.
„Z pól krwawych śmierci, przybiegają jęki bólu i boleści, i wpadły mu w ucho, aż się wstrząsnęła dziecina, i płacze i kwili… Czegóż to płaczesz dziecino? pyta matka. — Jakiś je szelest przebudził! — odpowiedziała piastunka, śpiewa i kołysze.
„Nie szelest sen mu przerwał, ale bój i mordy, bo ucho dziecka wszystko jeszcze słyszy, wszystko co się po świecie dzieje, ono jeszcze nie oderwało się od ludzkości, nie odcięte od niéj, czuje z nią ruch jéj każdy, drga wielką jéj boleścią. Późniéj będzie to człowiek; a człowiek już sam sobie światem całym, i nic nie usłyszy nad to, co zechce posłyszéć.
„Śpij dziecino! śpij gołąbku! woła piastunka, i znowu je usypia.
„A już mu w uszko wciska się pieśń inna, przylatająca zdaleka.
„Słyszy gwary, słyszy szmery, wrzawę i spory ludzi, bój to inny, bój drugi, bój słowa, straszniejszy może od walki rąk i piersi. Tam z pobojowiska dusze ulatujące poległych wojowników, anieli niosą do nieba; tu tylko ludzie na ludzi czatują, tu szatan dmucha, ostrzy im wyrazy, nabija myśli brato-bójcze, celują do siebie, rażą się, zabijają, powstają upiorami zabici, plwają w twarze rodzonym, i sądzą że z tego wrzątku prawda urośnie!! Ślepi! ślepi! wrzawę i spór szatan gotuje w kociołku, a Bóg jéj nigdy nie błogosławi; z boju braci rodzi się tylko nienawiść, jak ze zgnilizny robactwo.
„Znowu zbudziło się dziecię; — co ci to znowu dziecino?
„To blask ją obudził! — odpowiedziała piastunka.
„Zakołysali — usnęło, tuli znów oczęta — czemuż się tak wzdryga i rzuca?
„Na drugim krańcu ziemi, brat zdradził brata, krew, nie krew może; łza, nie łza nawet, słowo spłynęło ciche ze zranionego serca, i ot budzi się jeszcze dziecina.
„Spij dziecię, spij kochanie, kołyszą je do snu znowu — spij i marz gołąbku!
„Ale oczy otwarło, rozżaliło się i płacze.
„Cóż mu znowu sen przerwało?
„Ach! tam kiedyś daleko było dusz dwoje, które sobie przysięgły w niewiekuistym życiu wiekuistą miłość, i potargały pęta, które utkały nadzieją… a dziecię poczuło i zapłakało.
„Nie dziwcie się niemowlęciu, sen jego wszystko przerywa, zdrada, miłość, bój, modlitwa, — o miękkie jego serduszko kołaczą niewidome, miotają niém, i zasnąć nie dają.
„Śpiéw niani, cichy, drzemiący, nie zagłuszy pieśni wielkich świata; jeszcze sobą nie żyjące, żyje już drugiemi, i błąkając się po świecie, podsłuchuje cudzego życia, — kolebka się kołysze, kołyszmy się nad kolebką! Już nie jedna śpiewa niania, już jéj wszyscy śpiéwają — każdy ze swoją przyszedł piosenką, kto z czém mógł, — ojciec, matka, babka, siostra, braciszek i niania, i gość i kapłan.
„Cicho! cicho! posłuchajmy, kołyszmy się nad kolebką.
„Pieśń matki pierwsza, jest pieśnią przeczucia.
„Życie moje, aniołeczku — szepcze cicho — śpij dopóki cię nie zbudzi boleść, smutek, ręka Boża, ręka ludzka, spij, sza! cicho, cicho! cicho! Wszyscy my tu w około ciebie, ja i ojciec, przyjaciele i aniołek nad głowami. Złote skrzydła mu szeleszczą, rączki wyciąga do ciebie, szmerem kolebki kołysze… spij kochanie, spij!.. Sen twój drogi, sen posilny — daléj, daléj nie stanie czasu na sen taki. Sen dzieciństwa a sen męzki, jak odmienne, jakie różne, na dnie naszych snów trapionych męty wczoraj, wyziew jutra; w twoich są same nadzieje. Patrzysz przez ich złote wrota, i nie widzisz, że za niemi stoi wielka przepaść czarna! Spij kochanie, spij! O! gdyby mi widziéć dano tak losy twoje, jak widzę życzenia nasze! gdyby wzrok posiać można za wrota nadziei po kwiatek pociechy! Na cóż? Bóg jest i za niemi, na dnie téj czarnéj przepaści jak na niebiesiech zarówno… Może na dnie tajemnicy leży jakie gorzkie słowo, słowo nędzy, los sieroty! O, ja nie chcę tego widziéć.
„Spij kochanie, śpij aniołka, patrzaj jak ci tu spokojnie, w koło serca tarczą stoją, nic do ciebie nie dopuszczą, niczemu dotknąć nie dadzą. — Nie! mój Boże! gdybyż nie! Gdybyż zawsze jak w téj chwili, serca wieńcem w okół stały, nad głową skrzydła anioła, w piersi dusza tak niewinna i taki spokój kolebki!!!
„Tak śpiewa i duma matka, a ojciec…? Ojciec czoło sparł na dłoni, myślą goni dumy jakieś, z których dla swego dziecięcia splata wieniec i kuje korony. On marzy, on czuje. Tamta przeczuła, że za złotemi wrotami nadziei, stoi czarna przepaść, ten już ją widział, a jeszcze w nią wierzy, śniąc przyszłość dla swego syna.
Śpij dziecię, woła w swéj duszy, śpij, a wyrastaj mi w siłę, w siłę potężniéj dwoistą, duszy i ciała, śpij, bo sen także macierzyńską karmi piersią, i olbrzymiéj mi w kolebce ciałem, duszą idź w olbrzyma, bądź silnym tylko, bo silnym wszystko posłuszne na świecie, aż do losu, aż do szczęścia; odwadze wrota otwarte na rozcież, nic ci nikt nie da, czego nie wy wojujesz głową, ręką, wolą, siłą. Spoczywaj teraz za przyszłość, bo nie skosztujesz spoczynku, gdy cię raz trąba obudzi, gdy weźmiesz kosztur pielgrzyma, przypaszesz miecz wojownika. Życie jedną walką długą z ludźmi, z losem i ze światem, gdzie potu otrzéć z czoła nigdy nie ma czasu, chwili nie ma ani westchnąć, ni za siebie obejrzéć się mokrém okiem. Na zapracowanych dłoniach sam ja ciebie wykołyszę, i do uszu twoich wleję dwa słóweczka tajemnicze, dwa drobne słowa urocze, w których jest życia zagadka!
„Cierpliwość i odwaga!
„O! pamiętaj te dwa słowa, bo w nich wiele, bo w nich wszystko się zamyka.
„Śpij i rośnij… Widzę, widzę, jaką dla mnie będziesz chlubą, jak ja skarleję przy tobie, ażeby dodać ci wzrostu, jak będę stał, słuchać będę wielkich słów i czynów twoich.
„I w pośród pieśni popłynął z dumaniem daleko, a choć to była pieśń myśli, serce jéj biciem wtórzyło.
„Gdy ucichł, zbliżyła się do kolebki babka staruszka, siwo-włosa i zgarbiona, na któréj ustach oświęconych starością, wykwitał uśmiech niewinny młodzieńczego wesela. W jéj sercu tak już było błogo, jak błogo żeglarzowi co ujrzał w złotych blaskach wieczora, długo oczekiwaną ziemię. Schyliła się nad kołyską ze łzą i uśmiechem, drżącym głosem nucąc dziecinie.
„Aniołek to boży! aniołek! patrzajcie! jak on spokojnie usypia, jak mu się we snach śmieje; rzekłbyś, że widzi proroczo niebo, na które zasłuży. A! długo, długo jeszcze tobie bojować na świecie, nim jak ja dojdziesz do wrót, czekając tylko kolei, by wnijść po sąd i nagrodę, po przebaczenie i spoczynek; ale przeleci życie ptakiem, jak mnie, jak każdemu! Będą w niém godziny wiekuiste i lata błyskawiczne, a wszystko potém u proga, z wysoka wyda ci się jedną chwilą, chwilą marną i znikomą. Gdybyś jak dzisiaj pozostał aniołkiem na zawsze, w białéj chrztu twego sukience, niezwalanéj błotnistą, krwawą życia drogą!!
„Śpij mój aniołku, nad tobą wieszam ci błogosławieństwo, ja wkrótce w proch się rozsypię i pójdę gdzie Bóg przeznaczy, a ten dar mój ubogi, dar ten niewidoczny, pozostanie nad twą głową, anioł stróż trzymać go będzie. Chyba odpędzisz anioła, błogosławieństwo uniesie. Ale nie, dziecino moja, czysta krew w żyłach twoich płynie, niezmięszana krew szlachecka, mężnych rycerzy i niewiast pobożnych, nie ma w niéj żaru zbrodni, namiętności ogniów, ni sadzy gniewu i złości. A mnie Bóg życia przedłuży, ja sama za młodu zegnę jeszcze twe kolano i duszę nagnę pod rozkazy Boga. Śpij dziecino, gołąbeczku, śpij na rękach aniołów stróżów, cicho! cicho!
I głos zamarł, tonąc w serdecznéj modlitwie na ustach staruszki.
„Aż siostrzyczka uśmiechniona, skradła się do kolebki, schyliła nad nią, rączkami objęła, poruszyła dumną siłą, popatrzała w twarz braciszka, pocałowała w powietrzu i przyklękła i śpiewała.
„Śpij kochany mój braciszku, patrz jak wszyscy cię kochają, tulą, pieszczą, słonią, na paluszkach w koło chodzą, muszki nie puszczą do ciebie; komarowi zabrzęczéć nie dadzą. Śpijże a wyrastaj prędzéj, prędzéj, prędzéj. Zobaczysz miły braciszku, jak mi się dźwigniesz na nóżki, to cię bawić, bawić będę. Jakich kwiateczków narwę tobie, jak cię wozić, jak cię nosić, jak ci ślicznie będę śpiewać, tymczasem się nauczę wszystkich piosnek… całego, całego świata.
„A jak cię będę całować!! Rano, jeszcze trawy się kąpią oblane rosą, słonko wschodzi, oczkiem mruga, brzęczą pszczółki, ptaszki świergoczą, perełki w listkach migoczą; — my wsiadamy do wózeczka, starszy braciszek popycha, jedziem szparko i daleko, siedm mil za siódmą rzekę, za siódmą górę i morze do pałaców kryształowych, po ptasie mleko dla ciebie, po śpiewającą wodę, po jabłuszka złote… A tu o nas głowy łamią, mama płacze, ojciec łaje, my wracamy zwiedziwszy cudne światy, z jabłkami, mlekiem i wodą. Babunię odmładzamy, papie wszystkie złoto damy, ptasiem mleczkiem co szczęście daje, tak się równo podzielemy, że ja będę na ostatku, i mnie go chyba zabraknie.
„Aż nadleciał i brat starszy, kołyskę siostrze odbiera.
„Tybyś sama kołysała, bawiła się i patrzała — puszczaj, i mnie się coś przecież koło braciszka należy. Tyś siostrzyczka, ja brat jego, my mężczyzni! Tyś dzieweczka, tobie siedziéć w okienku za krosnami i poglądać, nam we dwóch latać po świecie! O! jak oba podrośniemy, polecim gdzie nas oczy, kędy serca nas poniosą! tak daleko, że aż ziemi nam nie stanie! A szerokie ziemie nasze sławiańskie, bo z najwyższéj Karpat góry, ani końca ich dopatrzéć, w rok ich orłem nie przeleciéć, nie przekochać całe życie, takie wielkie, a tak cudne jakby w bajce… Pojedziemy het! daleko, a powrócim tak wyrośli, tacy wielcy, że nas chyba pozna matka, — ojciec skłoni się zdaleka i zapyta się po cichu: — co to za piękni rycerze?
„Śpiewając brat rozmarzony, rozkołysał tak kolébką, że aż niania gdy spostrzegła, przestraszona przyleciała, żeby nie zbudził dzieciny — brat z bata klasnął i pojechał w pole; ona tuli zbudzonego i swoję nuci piosenkę.
„Śpij moje kochanie, tul oczki niebieskie, a nie marszcz mi czołka, a nie krzyw mi ustek… Patrz! sen idzie mimo domu, do ciebie wstąpi w gościnę, czy pijany, czy zdrzemany, ale ledwie nogi wlecze; chwała Bogu usiadł w progu, białą szatą się otulił, coś zanucił, główkę schylił, chce odpocząć w naszéj chacie. Cicho! snu nieodpędzajmy, gość to drogi w całém życiu. Czyją chatę on omija, biada ludziom, biada chacie, bez snu i szczęście nic-potém, i nie naje się człek dolą, schnie, wysycha, ziewa, nudzi się i umiera. I snu nie zakupić złotem, nie wymodlić go prośbami, nie przywabić go muzyką, gdzie chce swobodny on leci, czasem w lesie przenocuje, choć drzewa szumią nad głową, czasem w polu gdzieś na miedzy, czasem i do wsi zawita, a jak słoneczko zagrzeje, gdyby lodek roztopnieje. Znów wieczorem o zachodzie, czy spadł z rosą, czy go ptak przeniósł pod strzechę, czy na białym przybył koniu… witaj gościu! prosim, prosim! chodź do chaty, do dzieciny, do kołyski. Wlecze, wlecze się ulicą, czy pijany, czy zdrzemany, ledwie nogami dźwiga, szuka gospody sobie, a gdzie na drzwiach krzyż zobaczy, puka żądając noclegu… Inne drzwi stoją otworem, i stoją próżno noc całą, czary z nich starły krzyżyk, sen nie przestąpi progu…
„Co téż to ty śpiewasz nianiu, przerywa jéj kapłan stary — tak masz śpiewać dziecięciu? nie o gusłach, nie o czarach, nie o pogańskiem snu bóstwie; o betlejemskim mu żłobie, śpiewaj wcześnie o Golgocie. Nie zaszkodzi gdy choć we śnie Chrystus nawiedzi dziecinę, modlitwa ją ukołysze. Zawczasu uczcie modlitwy, rano pójcie słowem wiary. Ciężkie bo ciężkie jest życie. — Krzyż to pański, cierniów droga! Wzywajcie pomocy Bożéj, przeciw potędze szatańskiéj, w kolebce krzyżem go zbrójcie, osłaniajcie modlitwami, każdéj to rany lekarstwo, na wszelką nędzę ratunek.
„Chwilę ucichł głos kapłana, a oko jego znużone i zbladłe patrzaniem na świat i ludzi, zaszło mu łzą srebrną, jak włos posiwiały — nikt jednak nie śmiał milczenia przerwać i świętéj zadumy. A starzec usta otworzył i znowu szeptał po chwili.
„Dziwy cię w świecie czekają! Otworzysz oczy i znajdziesz na każdéj ścianie, na piersi, na ustach każdych i czole Chrystusa znamię… ale napróżno, napróżno, odwoływać się do niego! Nikt ci już w imię to święte nie poda dłoni, ni wody, ani słowa pociechy, ni serca braterskiego! Zmarł dla nich Chrystus pówtóre, ukrzyżowali go znowu, w niemym złożyli go grobie. A jeźli go wywołują, chcą Boga czynie wspólnikiem swych namiętności i szałów! W świętém ewangelii słowie dla nich kamień obrażenia, wyrwą z niéj martwą literę, ducha wycisną żywego, a zimném, próchnem chcą świecić na nocnéj swéj fałszu drodze! Pójdziesz ze świętego domu w świat szukać w Chrystusie braci, a znajdziesz tylko skalanych, upadłe dzieci szatana, które po wodzie chrztu czystéj, obmywają się w kałuży.
„Wielkie miłosierdzie Boże! któż wie, ty będziesz przykładem, ty im będziesz nawróceniem, możeś już napiętnowany, a Bóg naznaczył w kolebce czoło twoje na mieszkanie wielkiéj myśli, a usta na wieszczą pieśń nawrócenia!
„Może wśród ochrzczonych pogan, ty będziesz Janem, zwiastunem przyjścia ducha miłości, pokoju, ducha mądrości i zgody! Rośnij w mądrość, rośnij w siłę i w pokorę; a anioły niech ci szepczą u kolebki, co ty w życiu swém odśpiewasz zdumionemu braci światu!!
„Kolebko! kolebko! łoże największéj zagadki, ty kołyszesz tajemnicę, a nie ma czoła, choćby było jak lód chłodne i jak marmur twarde, któreby schylając się nad tobą nie zamarzyło, nie zadumało się, jakie tam ziarno choduje ta niema łupinka? Bohater to czy zbrodniarz — prorok czy milczący brat bydlęcia? człowiek czy niepostrzeżona cząstka tłumu? owoc który ma dojrzéć, czy kwiat przeznaczony na podcięcie wiosenne?
„Napróżno myśl ludzka sili się, szuka znaków, szczeblów przyszłości, odgaduje i wróży, drzwi stoją zaparte, a anioł z mieczem ognistym strzeże wnijścia do grodu tajemnicy.
„Kolebko! tyś pączkiem zielonym kryjącym barwy nieodgadnione, długo kwiat stulony w tobie spoczywa, aż zaświeci słońce, pękły zasłonki i na świat listki wybiegły malowane.
„Najprzód w świat wybiegło dziecię oczyma, patrzy niemi na cudne dzieło Boże, jeszcze ustek nie otwiera, chyba z bólu i ze łzami. I myśl się sama rozbudza w niém: zwolna jak siéć pajęcza czepia się przedmiotów i osnuwa je w uroczystém milczeniu. Milczy dziecię, patrzy i płacze.
„Ale wnet wybiegło w świat słówkiem! nowa to życia epoka; myśl co zbierała się w łonie, na świat strzeliła, ze światem je spaja i ogniwem łączy niewidomém z miljonami umarłych, z miljonami żyjących, z przeszłością i z przyszłością całą.
„W chwili gdy piérwsze słówko dziecię wybełkocze, ileż to radości w domu! zbiegli się wszyscy żeby je usłyszéć, każą powtarzać, zdumione onieśmieliło i milczy, jakby się samo głosu swojego ulękło, łza potoczyła się tylko. Znów kiedyś wśród ciszy, kiedy je matka sama lub niania słyszéć będzie, powtórzy to słowo piérwsze dziecina.
„I poleciało w świat słowo, pytaniem, skargą, żądaniem, westchnieniem, a drżąca warga co je wyrzekła, ozłociła się uśmiechem zwycięztwa. Poleciało na świat słowo, myśl z niém leci i wita wszystkie cuda ziemi, nurtuje przepaści, wzbija się na wyżyny, ciekawa, niecierpliwa, rwąc się ku otaczającemu. Słowo doleciało aż do Boga i myśl za sobą pociąga, zstępuje do otchłani nicości i zagadło o życie samo.
„O! w dzieciństwie myśl co chwila roztrąca się o wielkie zagadki, bije o zadania wieków, dopiéro późniéj zwalana, bezsilna zanurza się w kałach i gnuśnieje w nich spoczywając. Któż się kiedy nie zafrasował odpowiadając na dziecka pytanie! Kto nie zaniemiał w życiu przed mądrością dziecięcia? W pytaniach dzieciny więcéj jest często, niż w odpowiedziach starości. U kolebki myśl śmielsza i dusza raźniejsza, wprost do celu goni, a cel jéj widny jeszcze.
„Za oczyma, za słowem, zerwało się dziecię do czynu, już czuje, już myśli, już pragnie, już mówi, już wyciągnęło ręce, postawiło nóżki… idzie — i pada!
„Obraz sił ludzkich i życia.
„Takim jest rozum nasz, takiemi drogi nasze, idziemy, padamy, płaczem, podnosim się i idziemy znowu, aż do tajemnic mogiły, aż do niemylnéj śmierci.“

31 stycznia 2018 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Józef Ignacy Kraszewski - "O pięknej królewnie - wiedźmie" - czytanki.pl
Bajki i baśnie

O pięknej królewnie-wiedźmie

by Katarzyna Jerzykowska 31 stycznia 2018

Józef Ignacy Kraszewski

O pięknej królewnie – wiedźmie

Jednego czasu była na świecie bardzo piękna dziewka u króla, który ją kochał nad życie. Co tylko chciała, to miała, ptasiego mleka nawet jej nie brakło…
Aż, gdy wyrosła, a ojciec mówić zaczął, że czas zamąż iść, wręcz mu powiedziała, że nie pójdzie za nikogo, tylko za takiego, który od niej rozumniejszy i zręczniejszy będzie, a jej się upodoba.
Więc nad dworem królewskim złote koło przybito. Zaczęli wnet zjeżdżać swaty: i jechali królowie, panowie, kmiecie, żupany, kneziowie, chłopaki dorodne, krasne… ale, gdzie!… wolność jej była miła, żadnego nie chciała.
Jeden był za duży, to go obrem przezywała; drugi za mały, to go krosnalkiem zwała; ten był za czerwony, tamten za blady, jeden za mądry, drugi za głupi… dosyć, że się nie podobał żaden.
Po ogródku sobie chodząc, kwiatuszki zbierała, piosenki śpiewała, z ludzi się śmiała, w boki się brała i powtarzała: Nie będzie mnie miał żaden! nie będzie!
Przyjechał który, wydziwiała srodze:
Jednemu kazała sobie przynieść wody żywiącej, której smok o siedmiu głowach pilnował. Ten poszedł po wodę ze złotym dzbanuszkiem i nie wrócił: smok go połknął, a dzbanuszek sam do dworu przypłynął.
Drugiego posłała po złote jabłka na górę lodowatą. Ten jechał, jechał, wpadł w przeręble i ryby go zjadły, tylko piórko od kołpaka pod dwór przypłynęło.
Trzeciego wyprawiła, aby jej gwiazd na sznurek nanizał, do noszenia na szyi; ten poleciał wysoko i sępy go rozszarpały, co pilnują nieba, tylko sznurek kraśny upadł pode dworem.
Aż się wybrał w swaty do niej królewicz Siła, czarownik wielki.
Ten, gdy ją zobaczył, serce mu się zagotowało i rzekł sobie:
— Bym i życie postradał, to ją muszę mieć!
Królewna, jak go tylko zobaczyła, srodze się ulękła, poczęła bardzo drżeć i płakać.
Kazała mu zaraz iść za morze i przynieść tego ziela, co umarłych odżywia, do którego dostąpić nie można, ino przez płomienie, a woda ich żadna nie gasi.
Królewicz zaraz ptakiem się stał, poleciał za morze, z góry na ziele padł, dziobem je pochwycił, uszczknął i przyniósł gałązkę.
Właśnie był królowi synek zmarł i smutek we dworze wielki był; przyłożyli ziele do serca, aż chłopak wstał, oczy przetarł i zawołał: — Dawajcie jeść, bo mi się bardzo dobrze spało.
A król szczęśliwy uściskał go i zawołał do córki:
— Inaczej już nie może być, musisz mi zaraz za królewicza iść.
Królewna zapłakała gorzkiemi łzami.
— Kiedy muszę, to pójdę — rzekła — ale nieinaczej, aż mu się ja siedem razy schowam i siedem mnie razy wyszuka. Dopiero będę jego…
Była bowiem wiedźma wielka, a mogła siebie i drugich przemieniać, jak się jej zachciało; ale królewicz też czarownik był jeszcze większy i umiał tak się przerzucić, jak zapragnął.
Drugiego dnia przez okienko otwarte królewna poleciała gołąbką po dworze, zamieszała się w stado i z ptactwem latała… A że ptaki czuły w niej innego ducha, że nie swoją im była, co się do gromady zbliżyła, stado się zaraz rozsypywało, a ona siedziała jedna. Królewicz się jastrzębiem uczynił i pogonił za nią… Ulękła go się strasznie, usiadła na ziemi, przemieniła w dziewczynę. Patrzy, jastrząb przy niej królewiczem stoi i za rączkę ją bierze…
Poszła więc gniewna, zamknęła się w komorze, płakała, myślała nockę całą, nadedniem do ogródka się wsunęła, usiadła na grządce i leliją zakwitła… Wszystkie lielije koło niej, jak śnieg, białe, ona jedna że krew miała, więc na grządce różowiała…
Królewicz z ojcem idą do ogrodu… bieduje bardzo, gdzie jej teraz ma szukać, jak ją znaleźć?…
Stanęli jakoś przy grzędzie przy lelii; gdy się do niej zbliżyli, biała lelija ze strachu jeszcze mocniej pokraśniała.
Królewicz zaraz poznał ją po rumieńcu, rękę przyłożył do łodygi, aż tu panna stoi i płacze.
— Poznałeś mnie dwa razy, nie odgadniesz raz trzeci.
I do komory leci, zasuwa się, na łóżeczku siadła, płacze, płacze, aż z łez strumyk płynie. Myślała, myślała, płakała noc całą, nad rankiem okno odsunęła… i złotą muszką wyleciała.
Leci, leci, ale strach jej wielki. Ptaszki za muszkami latają, tylko co ją który nie dziobnie.
Królewicz może podpatrywał, może mu kto podszeptywał, przemienił się w strasznego pająka, zasnuł w powietrzu pajęczynę ogromną — i czeka. Wróble muszkę napędziły i w siatkę mu wpadła… pająk do niej… królewna stoi i płacze.
— O doloż ty moja, doleńko!
A pająk ją za białą rączkę trzyma.
— O! ja nieszczęśliwa! poznał mnie trzy razy… co ja pocznę.. gdzie ja się ukryję…
Znowu idzie do komory, siadła na łóżeczku, głowę nakryła i płacze, a zawodzi: — Doloż ty moja, doleczko!
Siostry do niej pukają, przyszły i powiadają:
— Popłyń ty rybką na morze… morze szerokie, głębokie morze… nie znajdzie tam ciebie…
A ona zawodzi.
— Poznał mnie trzy razy, co ja pocznę teraz, gdzie ja się ukryję?… W morzu są potwory… boję się morza…
Płakała noc całą, a gdy rozedniało, na brzeg morza biegła; nie widziała, jak królewicz patrzył z za drzewa.
Plusnęła w wodę rybką złotą, a on tuż w srebrną się przemienił. Gdzie się złota rybka obróci, srebrna goni za nią. Uderzyły się głowami; słyszy królewna słowa:
— Czwartyś raz przegrała i musisz być moją.
Gdy te słowa usłyszała, panna do brzegu płynęła i biegła do malowanego dworu, zamyka się w komorze i płacze:
Płacze znowu noc całą, nadedniem się namyśliła.
— U brzegu nad wodą tyle kamuszków leży… któż mnie poznać tam może, gdy ja się białym kamuszkiem położę?…
Poleciała na brzeg o świcie, w kamyczek się obróciła śliczny i leży.
Królewiczowi piąty raz już bardzo było odgadnąć trudno, rozpaczał strasznie. Gdzie tu jej szukać, w powietrzu, na ziemi, w wodzie, pod ziemią, czy nad ziemią?
Szedł tedy na brzeg morza, chcąc się topić.
Chodzi, chodzi, narzeka, ręce łamie, wtem na kamyk nastąpił przypadkiem… A jakie oczko śliczne!… Schyli się do kamyka, a tu panna wykrzyka i z ziemi wstaje z suknią przydeptaną, bo ją nogą ucisnął.
— Znalazłem cię piąty raz… musisz być moją — wołał królewicz.
— Do siedmiu daleko! będziesz mnie miał za siódmą górą i za siódmą rzeką!
Panna do dworu gniewna bieży, aż na ziemi w komorze leży… tak się smuci, tak w łzach płynie. Postrzegła myszkę na podłodze, jak się zwinęła i do dziurki schowała, i myśli:
— Myszką się stanę… skryję się w norę.. tam on mnie nie wyszuka.
Ale wróbel na oknie siedział, słyszał jak szeptała, poleciał do królewicza, usiadł mu na ramieniu i szczebiocze:
— Panna myszką się stała… w dziurkę małą schowała!
Królewicz w kotka burego się odmienił, siadł i czatuje.
Myszce jeść się zachciało, prószynki od korowaja pod stołem leżały, ledwie główkę pokazała, kotek drogę zastępując:
— A tuś! — wykrzykuje.
Zlękła się królewna, aby jej nie połknął, nie schwycił, aż tu słyszy te słowa:
— Poznałem cię szósty raz… moją musisz być teraz…
Padła panna na ziemię i płacze:
— Nieszczęśliwa godzina… doloż moja, doleczko… co ja pocznę z nim?
Na siódmy raz zeszły się wszystkie siostrzyce i druchny i czarownice, radzą, radzą cały wieczór i noc całą, dnieć zaczyna i nic nie uradziły…
Królewna z płaczu i wstydu się zachodzi. Wolałaby już była odrazu za niego iść, niż siedem razy się sromać, a ósmy w niewolę popaść.
W okienku świta. Co tu począć, gdy słonko wnijdzie?… Musi się przemienić! A słonka tylko nie widać… Radziły siostry, radziły, aż się królewna zmieniła w starą żebraczkę, pomarszczoną, żółtą, straszną, i… poszła żebrać na gościniec. Mówiła sobie:
— Nie pozna mnie…
Stoi, stoi na drodze, jedzie król na koniku… co za baba stoi?
Kazał dać jej miłosierdzie… pojechał.
Myśli sobie panna:
— Ojciec własny nie poznaje! Wygrana moja…
Jedzie pan brat, jedzie, spojrzał na staruchę i rozśmiał się.
— A! co za ropucha.. spędzić mi ją z drogi…
Panna się odstąpiła i raduje.
— Nie poznał mnie własny brat… Wygrana moja…
Jedzie królewicz na siwku, w boki się wziąwszy, i piosenkę nuci. Kołpaczek na ucho włożył, włosy mu wiatr złote rozwiewa… Nic się nie frasuje. Patrzy, żebraczka stara stoi… rzuca jej pierścień zloty.
Wtem panna ze trwogi, choć jej teraz poznać nie mógł, płachtę sobie na twarz zaciągnęła prędko. Tem się zdradziła.
Patrzy panicz, i wnet do niej przyskoczy i pogląda jej w oczy… Oczów odmienić nie mogła, świeciły, jak dwa słoneczka… Porwał ją wpół, na konika rzucił.
— Poznałem cię siódmy raz, musisz moją być teraz…
I sprawił król wesele, na którem ja też byłem, miód i wino piłem.

31 stycznia 2018 0 comments
1 FacebookTwitterPinterestEmail
Józef Ignacy Kraszewski - "GŁUPI MACIUŚ" - czytanki.pl
Bajki i baśnie

Głupi Maciuś

by Katarzyna Jerzykowska 31 stycznia 2018

Józef Ignacy Kraszewski

Głupi Maciuś

O tym głupim Maćku, o którym wam już nieraz może niańki i służące różne dziwne historyjki opowiadały, powiem i ja wam jedną, której może niesłyszeliście. Był sobie raz możny wieśniak, który miał trzech synów, dwóch rozumnych, a trzeciego wszyscy za głuptaska mieli. Ojciec wzdychał, matka płakała, patrząc nań, bracia się śmieli, ludzie ramionami ruszali i mówili: co z tego biedaka będzie? Maciek miał dobre serce, powolny był, posłuszny, pracowity, ale wygadać się jak drudzy nie umiał i co mu kto powiedział wszystkiemu wierzył. Poszedł w pole do roboty, a miał z sobą w kobiałce albo w dwojaczkach jedzenie, spotkał ubogiego, albo nawet głodne psisko, zaraz częstował, dzielił się, czasem wszystko oddał, a sam powracał na czczo. Ale śmiał się z tego i wesół był, a drudzy też wyśmiewali się z niego. Nigdy się nawet i za to nie pogniewał i powiadał im: „na zdrowie!“ Litowano się nad nim powszechnie, bo stary ojciec przewidywał, że gdy mu umrzeć przyjdzie a Maciek zostanie sam na kawałku gruntu z gospodarstwem nie da sobie rady i zejdzie w prędce na dziady. Na opiekę starszych braci nie wiele było można rachować, bo ci go lekceważyli, a o sobie tylko myśleli. Matka też popłakiwała nad przyszłym jego losem, frasując się, co z niego będzie.
Rodzice już nie byli młodzi, więc naprzód staruszce się zmarło a ojciec zatęskniwszy za nią, wkrótce też obległ i na śmierć się dysponował. Nim zaś nadeszła ostatnia godzina, zwołał jeszcze synów wszystkich do siebie, starszym zalecając aby nad Maćkiem opiekę mieli, nie opuszczali go, pamiętając, że on im jest rodzonym bratem.
Po śmierci ojca, pogrzebie i stypie, przyszło tedy braciom dzielić się ojcowizną. Maciek tam oczywiście żadnego głosu nie miał, siadł pod piecem i mówił: „co mi dacie, to wezmę“.
Bracia, niedobre chłopcy, myśleli tylko jakby się Maćka zbyli. Gruntu mu dawać nie chcieli, pieniędzy się nie znalazło w skrzyni, a gdyby i były jakie, pewnieby ich Maćkowi nie wydzielili… Z bydełka, roboczych wołów i koni, co było tego, potrzebowali do gospodarstwa, które między sobą na połowę rozdzielili. Maćka chcieli wykwitować lada czem i starszy, mu rzekł:
— Co ty tu będziesz robił? głupi jesteś, poszedłbyś w świat po rozum, możebyś go na drodze napytał. My cię za parobka wziąć nie możemy, boby ludzie na to sarkali… Ruszaj sobie gdzie na służbę za oczy!
— Jużci, na drogę coś ci się da, rzekł młodszy, — abyś nie biedował póki służbę znajdziesz… Dostaniesz kożuszynę przenoszoną, a bodaj i starą… siermięgę po ojcu, a czapka też nieboszczyka niezła… no! i kij jego w dodatku, abyś się miał czem psom opędzać.
Niebardzo się Maćkowi z tej chaty iść chciało do której był nawykł, prosił się więc, aby go choć za parobka lub pastucha u siebie zostawili, ale bracia się na to w żaden sposób zgodzić nie chcieli.
— Z ciebie dla naszego całego rodu tylko pośmiewisko; żaden z nas żony nie dostanie póki ty tu w chacie będziesz. Ruszaj, gdzie cię oczy poniosą!
Naglili tak i nastawali, że w końcu zgodził się Maciek iść precz, byleby mu dali się czem okryć i jaki grosz na drogę.
Gdy Maćka już w podróż trzeba było wyprawiać, bracia poszli do komory i wybierali odzienie co najstarsze i najgorsze, śmiejąc się, a opowiadając, że to jeszcze dla niego aż nadto dobre było. Maciek się ani spierał, ani napierał, brał co mu dawali. Dostał więc jak postanowili, starą korzuszynę wynoszoną po ojcu, starą jego siermięgę, czapkę baranią i kij, buty jedne podarte i parę łapci w zapas.
Nie straciwszy mimo to serca do braci, pięknie się z nimi pożegnał, starszego w rękę pocałował, młodszego uściskał, nawet z psem Burkiem, który go za wrota przeprowadził, przystojnie się rozgadał, no i poszedł w świat.
Na drogę dali mu bracia dziesięć trzygroszniaków.
Szedł tedy głupi Maciuś polem, borem, gdzie go oczy niosły, ale naprzód zawrócił pode wsią na cmentarz, aby się na grobie ojca i matuli pomodlić. A był dzień wiosenny piękny, i na tej Bożej roli tak kwiatki bujały i rosły, jak na najweselszej łące i pachniało dokoła i ptaszęta śpiewały.
Znalazł Maciek w rogu cmentarza mogiłę, na niej krzyż, który on sam z drzewa wyciosał, przykląkł tedy, zmówił Anioł Pański, a potem siadł odpoczywać i dumać. Kiedy tak sobie myśli o ojcu i matuli a o tem, co z sobą robić będzie i gdzie ma chleba szukać, patrzy, aż siadła na ogrodzeniu sroczka i kiwa do niego główką, jakby się z nim witała. Maciek się też jej pokłonił, bo sroka sroką, a każdemu dobrze życzył i nikomu chybić nie chciał. Patrzy on na nią, aż otworzyła dzióbek i poczyna gawędkę:
— Jak się masz Maćku?
— Zdrowa bądź sroczko! Bóg zapłać.
— Coś to ty tak markotny?
— A no widzisz, szukam służby, nie wiem czy znajdę, braciom trzeba było ojcowizny ustąpić, idę w świat.
— No, no — odezwała się siedząca na płocie, — przecież ty tak biedny nie jesteś. Ojciec wiedział dobrze, że ci bracia dadzą pewnie jego starą siermięgę. Popatrzno w niej dobrze; całe życie w nią dukaty zaszywał. Porozparaj rękawy i kołnierz, znajdziesz za co sobie chatynkę i kawał gruntu kupić…
Zakręciła sroka ogonkiem, ześmiała się i poleciała. Myśli tedy Maciek, — a może i prawda! bo ptaki różne rzeczy wiedzą. Wziął się tedy do siermięgi i począł pruć, aż posypały się obrączkowe dukaty, a było ich tyle, że w podołek od koszuli związawszy je, nabrało się z pół garnca.
Podziękowawszy tedy ojcu, poszedł wprost Maciek do blizkiego dworu i chatę z ogrodem, jak należy, i z kawałkiem gruntu kupił, a jeszcze mu przygarść została na początek gospodarstwa. Trzeba było i koni i wołów i owieczki i świnki i wszystkiego, co w podwórku i chlewkach być powinno. Musiał tedy iść na targ do miasteczka, a że mu bez chłopca w chacie trudno było samemu, a trafił się sierotka, wziął go sobie do pomocy. Dopieroż ani dnia ani nocy nie szczędząc, do roboty się jął Maciek, jako to na swem własnem z wielką ochotą. A szło mu wszystko jak z płatka. Nie wyszedł rok, gdy już głupi Maciek tak zasobny był a tak u niego wszystko ślicznie się udawało, że mu sąsiedzi zazdrościli. Już mu tedy i żonę swatano, ale nie chciał się żenić, dopóki się dobrze nie rozpatrzył.
Jednego wieczoru, gdy na przyzbie sobie siadłszy, chleb zajadał a serem zakąsywał, patrzy, drogą jedzie wóz, krowa chuda z wołem do niego zaprzężona, a na wozie jeden z braci jego siedzi napity, drugi leży, — jadą kłócą się. Zobaczywszy Maćka, zdziwili się mocno i stanęli…
— Cóż to, ty tu służysz, a jak się gospodarz zowie co cię wziął?
Na to Maciek śmiejąc się, powiada:
— Tak się zowie jako i ja… niema go podczas w chacie, wstąpcie proszę, bo oto chłopak wieczerzę sposobi, będzie na nas trzech.
Bracia z wozu wylazłszy, do chaty szli, dziwując się zamożności i porządkowi; i posiadali za stołem. Maciek piwa kazał przynieść i braci częstował. Gadu a gadu, począł im rozpowiadać o gospodarstwie, o zbiorze o dostatkach, aż w końcu śmiejąc się, dołożył:
— Widzicie, że mi Pan Bóg poszczęścił, bo gospodarzem, u którego służę, ja sam jestem, a wszystko co tu widzicie, moje!
— Jakże to może być! — zawołali bracia — kiedyś goły jak palec z domu wyszedł.
— A no, daliście mi przecie starą ojcowską siermięgę, a w niej znalazłem, co mi nieboszczyk tatulo przeznaczył.
Porwali się bracia za włosy, widząc, że się oszukali przez chciwość swoją, bo chata i gospodarstwo Maćkowe więcej było warte niż ojcowizna. Poczęli tedy krzyczeć i wymyślać, że oszukał ich i okradł.
— Wiecie co? — rzekł na to Maciek — gorsza mówicie ojcowizna, gospodarstwo u was podupadło, krowę widzę do woza zaprzęgacie. Mówicie, żem was pokrzywdził, głowa za głowę, — mieniajmy się.
Bracia poszli się rozpatrzeć. Maćkowa część lepsza była od ich obu razem. — Zgoda! zawołali, ruszaj ty do naszej chaty, my bierzemy twoją, a wynoś się zaraz jak stoisz!
— Tylko starą siermięgę ojcowską zabiorę z sobą, i bywajta zdrowi! — rzekł Maciek; — milsza mi ojcowizna choć nędzna, niż wszystko. Szczęść Boże!
Skinąwszy tedy na sierotę swego, poszedł do wozu krową zaprzężonego, chcąc go z sobą zabrać bo mu się on należał wedle umowy, ale bracia i tego nie dali. Przepędzili go kijem za wrota.
Szedł tedy Maciek znowu, ale coby się miał smucić, radował się wielce. Dopiero gdy do chaty ojcowskiej dobił się a zobaczył ją pustą, kołkiem podpartą, w oborach nędzę, w stodole pustki, wszędzie brud i nieład, serce mu się okrutnie ścisnęło. Jeszcze obchodził powyłamywane płoty dokoła, gdy na jednym z nich, patrzy, siedzi sroczka i ogonem wywija.
— Dobry dzień Maćku.
— A niebardzo on dobry, — westchnął nowy gospodarz; — widzicie, co to tu za bieda, rąk niema za co zaczepić, jak ja sobię rady dam?
— Ale ba! — odparła jejmość z białym kołnierzykiem: — a Boża opieka? Jakoś to będzie. W komorze w rogu podłubcie, jest tam garnuszek dla was, co go matula zakopała.
Rozśmiała się poczciwa sroczka i furknęła. Maciek choć doświadczył, że nie kłamała, ale nie bardzo chciał wierzyć. Jednak do komory poszedł, łopatą poruszył ziemię, no — i garnuszek znalazł, ale dukatów w nim nie było, tylko talary, dobrą miarą około garnca. Panu Bogu tedy dziękował, odwagi nabrał, i dopiero całe gospodarstwo na nowo wielką pracą i zachodem począł podnosić. A szło mu i tak jak z płatka. Nieraz zdawało mu się, że ojca i matulę koło siebie widywał, jakby czasem mu co szeptali i podpowiadali, a cieszyli się; niekiedy sroczka na płocie siadała i wesołą z nim rozpoczęła rozmowę, a zawsze jakąś dobrą dała radę. — Sąsiedzi niezmiernie się dziwowali, że głupi Maciek był tak rozumny i szczęśliwy, ale że się wygadać i chwalić nie umiał, nazywali go przecie głupim Maćkiem i żartowali z niego. Markotno mu to było, bo już się dla gospodarstwa i z tęsknoty, że się sam jeden został, żenić chciał, a za głupiego Maćka nikt córki nie chciał dać. Gdzie się tylko zeswatał, odprawiano go z kwitkiem, aż jednego razu, idąc poza wsią, pod płotem, patrzy, siedzi dziewczątko obdarte i płacze. Stanął tedy i pyta:
— Co ty za jedna? co tobie jest?
Nierychło mu dla wielkiej żałości i płaczu, poczęła rozpowiadać powoli, że ją matula odumarła i tak sama jedna została na świecie.
Serce mu się ścisnęło na tę niedolę patrząc, a że jej sam skosztował ulitowawszy się nad sierotą, wziął ją za rękę i poprowadził do sołtysowej żony, Barciechy.
Barciecho, matko — rzekł: oto biedna sierota jest, która przytułku nie ma, mnie jej do chaty brać nie godzi się, bo tam matki i opieki nie znajdzie, przyjmijcie wy ją i hodujcie jak najlepiej a ja zapłacę… I choćby nie wiem co miało kosztować — niech u was sierocie dobrze będzie!
Zgodziła się na to sołtysowa, zmiarkowawszy zaraz, że i posługę mieć będzie, bo jej sierota i ziela przyniesie, i gęsi popasie i wody zaczerpie, i Maciek głupi zapłaci jeszcze. Sierotka tedy została u niej a Maciek się o nią raz wraz dowiadywał i tak mu w oczach rosła a piękniała, że już myśleć zaczął, żeby się z nią ożenić. Sierotka przez wdzięczność, bardzo się do niego przywiązała i gdy miał przyjść, czekała na niego na drodze z uśmiechem i dobrem słowem. Sołtysowa się też jej odchwalić nie mogła, bo była pracowita, zręczna i roztropna.
Upłynęło parę lat, gospodarstwo Maćkowe szło znowu doskonale a ojcowizna tak się polepszyła, że mu sąsiedzi zazdrościli.
— Niema to jak głupim być, — mówili, — człowiek ma szczęście. Ot i ten Maciek, niezdara, trzech zliczeć nie umie, a tak mu idzie, jak po maśle.
Jednego razu, gdy Maciek wracał z pola i chciał sierotkę swą nawiedzić, nie znalazł jej jak zwykle w podwórku, ani przy studni. Patrzy, w progu sołtysowa stoi i fartuchem łzy ociera. Tknęło go coś, zbliżył się.
— Niema naszej Marysi! — rzekła. — Wczoraj jacyś wielcy państwo przyjechali i wzięli ją jak swoją, powiadając, że ich była. Nawet się jej z tobą pożegnać nie pozwolili, z czego mocno płakała i kazała tylko powiedzieć, że póki żywa o tobie nie zapomni.
Poczciwy Maciek coby był miał się zgryźć że ją utracił, począł Panu Bogu dziękować, że ją szczęście spotkało, ale poszedł do domu jak struty… Nic mu już w smak nie było.
Jakoś wprędce potem, jednego dnia, kiedy siedział nad misą klusek i jeść mu się nie chciało, posłyszał huk wielki: wpadli do chaty bracia jego, którzy już gospodarstwo od niego odebrane zmarnowali, i precz go wygnali z ojcowizny jak przywłaszczyciela, odgrażając się, że zabiją, jeżeliby się śmiał pokazać i o cokolwiek upominać. Maciek nawet nie sprzeczając się, za kij wziął i poszedł w świat.
Idzie tedy, idzie polem, — aż szóstego dnia spotkał przy dworze dziewczątko, niby ową sierotkę, ale tak wystrojoną i wypiękniałą, że mu ją trudno było poznać. Ta zaś Maćka zdala od razu poznawszy, rzuciła mu się na szyję i gwałtem do swej rodziny zaprowadziła, jako dobroczyńcę, co ją w biedzie ratował. Został tedy Maciek przy dworze, niby w służbie, a jak go lepiej rodzice poznali, że sierotka bardzo go kochała, wydali ją za niego…
Trudno uwierzyć, ale tak ci było, bo i mnie na wesele prosili, i ja tam byłem, miód, wino piłem… po brodzie ciekło, w gębie nic nie było… I koniec.

31 stycznia 2018 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Nowsze
Starsze

Pozostańmy w kontakcie

Facebook Twitter Instagram Youtube

Najnowsze czytanki

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Góra Kikineis

  • Jak modlitwa ochrania przed złodziejami

Reklama

Portal dla kobiet, przyszłych i obecnych mam


Całoroczne domki w Bieszczadach

Jak przygotować się do porodu?

Kategorie

  • Audiobooki (197)
  • Bajki i baśnie (236)
  • Fragmenty książek (45)
  • Inne (65)
    • Cytaty (26)
    • Dla dorosłych (7)
    • Polskie (7)
    • Przysłowia (2)
    • Zagadki (14)
    • Zagraniczne (2)
  • Okolicznościowe (39)
    • Boże Narodzenie (15)
    • Dzień babci (13)
    • Dzień dziadka (7)
    • Wielkanoc (7)
  • Piosenki i kołysanki (5)
  • Powieść (34)
  • Wiersze i wierszyki (424)
    • Rymowanki i wyliczanki (74)

Czytanki, Bajki, Opowiadania, Baśnie, Cytaty, Powiedzenia, Powieści, Wyliczanki, Kołysanki, Audiobooki to wszystko dla dzieci – do czytania, słuchania lub drukowania. Znane baśnie i bajki dla dzieci w każdym wieku – Andersena, braci Grimm i inne.

Kontakt

Masz jakieś czytanki, bajki, opowiadania, które chcesz zamieścić na naszej stronie? A może potrzebujesz abyśmy napisali coś specjalnie dla Ciebie? Jeśli tak, to wyślij do nas wiadomość:

Email:  kontakt@czytanki.pl

  • Facebook
  • Twitter
  • Instagram
  • Pinterest
  • Youtube

@2015 - 2025 - All Right Reserved. Realizacja: www.woh.group

Powiadomienie o plikach cookies: czytanki.pl korzysta z plików cookies. Pozostając na tej stronie, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies.Zamknij
Polityka prywatności i ciasteczka

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT
czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne