czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne
Adam Mickiewicz - "Mogiły haremu" - czytanki.pl
https://www.czytanki.pl/wp-content/uploads/2016/09/adam-mickiewicz-sonety-krymskie-mogily-haremu.mp3
AudiobookiFragmenty książek

Mogiły haremu

by Katarzyna Jerzykowska 17 września 2016

Adam Mickiewicz

Sonety krymskie

Mogiły haremu

Mirza do Pielgrzyma

 

Tu z winnicy miłości niedojrzałe grona
Wzięto na stół Allaha; tu perełki Wschodu,
Z morza uciech i szczęścia, porwała za młodu
Truna, koncha wieczności, do mrocznego łona.

Skryła je niepamięci i czasu zasłona;
Nad niemi turban zimny błyszczy śród ogrodu,
Jak buńczuk wojska cieniów, i ledwie u spodu
Zostały dłonią giaura wyryte imiona.

O wy, róże edeńskie! u czystości stoku
Odkwitnęły dni wasze pod wstydu liściami,
Na wieki zatajone niewiernemu oku.

Teraz grób wasz spojrzenie cudzoziemca plami, —
Pozwalam mu, — darujesz, o wielki Proroku!
On jeden z cudzoziemców poglądał ze łzami.

17 września 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
czytanki.pl - "Rękawiczka" - Adam Mickiewicz
https://www.czytanki.pl/wp-content/uploads/2016/09/adam-mickiewicz-ballady-i-romanse-rekawiczka.mp3
AudiobookiFragmenty książek

Rękawiczka

by Katarzyna Jerzykowska 17 września 2016

Adam Mickiewicz

Ballady i romanse

Rękawiczka

(z Schillera)

Chcąc być widzem dzikich bojów,
Już u zwierzyńca podwojów
Król zasiada.
Przy nim książęta i panowie Rada;
A gdzie wzniosły krążył ganek,
Rycerze obok kochanek.

Król skinął palcem, zaczęto igrzysko,
Spadły wrzeciądze: ogromne lwisko
Z wolna się toczy;
Podnosi czoło,
Milczkiem obraca oczy
Wokoło;
I ziewy rozdarł straszliwie,
I kudły zatrząsł na grzywie,
I wyciągnął cielska brzemię,
I obalił się na ziemię.

Król skinął znowu.
Znowu przemknie się krata:
Szybkiemi skoki, chciwy połowu
Tygrys wylata.
Spoziera z dala,
I kłami błyska,
Język wywala,
Ogonem ciska,
I lwa dokoła obiega;
Topiąc wzrok jaszczurczy,
Wyje i burczy;
Burcząc, na stronie przylega.

Król skinął znowu:
Znowu podwój otwarty:
I z jednego zachowu
Dwa wyskakują lamparty.
Łakoma boju, para zajadła
Już tygrysa opadła,
Już się tygrys z niemi drapie,
Już obydwu trzyma w łapie:
Wtem lew podniósł łeb do góry,
Zagrzmiał — i znowu cisze —
A dzicz z krwawemi pazury
Obiega, za mordem dysze,
Dysząc, na stronie przylega.

Wtem leci rękawiczka z krużganków pałacu,
Z rączek nadobnej Marty,
Pada między tygrysa i między lamparty
Na środek placu.

Marta z uśmiechem rzecze do Emroda:
„Kto mię tak kocha, jak po tysiąc razy
Czułemi przysiągł wyrazy,
Niechaj mi teraz rękawiczkę poda”.

Emrod przeskoczył zapory,
Idzie pomiędzy potwory,
Śmiało rękawiczkę bierze.
Dziwią się panie, dziwią się rycerze;
A on w zwycięskiej chwale
Wstępuje na krużganki.
Tam, od radosnej witany kochanki,
Rycerz jej w oczy rękawiczkę rzucił:
„Pani, twych dzięków nie trzeba mi wcale”.
To rzekł i poszedł, i więcej nie wrócił.

17 września 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Adam Mickiewicz - "Bajdary" - czytanki.pl
https://www.czytanki.pl/wp-content/uploads/2016/09/adam-mickiewicz-sonety-krymskie-bajdary.mp3
AudiobookiFragmenty książek

Bajdary

by Katarzyna Jerzykowska 17 września 2016

Adam Mickiewicz

Sonety krymskie

Bajdary

Wypuszczam na wiatr konia i nie szczędzę razów;
Lasy, doliny, głazy, w kolei, w natłoku;
U nóg mych płyną, giną, jak fale potoku;
Chcę odurzyć się, upić tym wirem obrazów.

A gdy spieniony rumak nie słucha rozkazów,
Gdy świat kolory traci pod całunem mroku,
Jak w rozbitém źwierciedle, tak w mém spiekłém oku,
Snują się mary lasów i dolin i głazów.

Ziemia śpi, mnie snu nie ma. Skaczę w morskie łona,
Czarny, wydęty bałwan z hukiem na brzeg dąży,
Schylam ku niemu czoło, wyciągam ramiona,

Pęka nad głową fala, chaos mię okrąży:
Czekam, aż myśl, jak łódka wirami kręcona,
Zbłąka się i na chwilę w niepamięć pogrąży.

17 września 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Czytanki.pl - Burza - Adam Mickiewicz
https://www.czytanki.pl/wp-content/uploads/2016/09/adam-mickiewicz-sonety-krymskie-burza.mp3
AudiobookiWiersze i wierszyki

Burza

by Katarzyna Jerzykowska 17 września 2016

Adam Mickiewicz

Sonety krymskie

Burza

 

Zdarto żagle, stér prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnéj gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z niém reszta nadziei.

Wicher z tryumfem zawył; a na mokre góry,
Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu,
Wstąpił geniusz śmierci i szedł do okrętu,
Jak żołniérz, szturmujący w połamane mury.

Ci leżą na pół martwi, ów załamał dłonie,
Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,
Ci modlą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać.

Jeden podróżny siedział w milczeniu na stronie
I pomyślił: szczęśliwy, kto siły postrada,
Albo modlić się umié, lub ma z kim się żegnać.

17 września 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Jan Achacy Kmita - "Kruk w złotej klatce" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Kruk w złotej klatce

by Katarzyna Jerzykowska 10 września 2016

Jan Achacy Kmita

Kruk w złotej klatce

abo Żydzi w świebodnej wolności Korony Polskiej

Piszą historykowie, za czasu rzymskiego
Panowania w wszem świecie Żyda niektórego,
Który im był na zdradzie jawnej, poimano
I zamknąć do więzienia ciasnego kazano,
Bo go miano różnemi mękami próbować,
Przeto, że śmiał sekreta rzymskie profanować.
Nazajutrz przyjdą, alić kruk w postaci jego
Czarny siedzi; ucieką z przestrachu srogiego,
Bo patrzyć nań nie mogli: jak Lucyper jaki
Zdał się im na łańcuchu on ptak lada jaki.
Którego kruka, potym radę uczyniwszy,
W piecu ogień wielki, upalili, wznieciwszy.
Polipową naturę ci śmierdziuszy mają,
Bo się w różne postaci, gdy chcą, przemieniają,
Bo ich Cyrces zrodziła, która towarzysze
Ulissesowe w różne, jak historyk pisze,
Larwy zmieniła; czy by jej snadź są uczniami,
Bo się jak Cyrces wszyscy parają gusłami.
Z powieści pisorymów pomnię, iż to słynie
O onym Febuszowym synu Apollinie,
Który różne osoby w każdym niemal czasie
W mgnieniu oka bez wszelkiej odwłoki brał na się.
Co się Ulissesowi od Cyrces przydało,
Pamiętajcież, Polacy, by się toż nie stało
Z waszą miłą ojczyzną przez te brzydkie kruki,
Jeśli w ich nie wejźrzycie fortele i sztuki.
Chytry Żyd jest jak lis, jak pies zdradą kąsa,
Ranę, którą-ć zadawa, pochlebstwem zatrząsa,
Oraz goli i strzyże, siatki stawia na cię,
Szatanem jest, nie człekiem, choć w człowieczej szacie.
Coć mówię szatanem; gorszy nad szatana,
Chowasz w zanadrzu na się, chowasz tyrana.
Nie daj, Boże, bym gnuśność ja Polsce przypisał,
O której-em dzielności w obcych krajach słyszał,
Bo wiem, jej na mądrości i męstwie nie schodzi,
Którym wiele inszych odległych państw przechodzi,
Tylko to omamieniu raczej przypisuję,
Że krukowi kosztowną zbyt klatkę buduje
I w swoim go pokoju chowający tuczy,
On w rozkoszy nie śpiewa, raczej strasznie kruczy.
Kruk rad w czarno-straszliwej barwie zawżdy chodzi,
Lubo się zrazu w białej i jaśniuchnej urodzi.
Dotądże kruk swoje kruczęta oblatuje,
Aż je czarno obrosłe w swym gniaździe znajduje.
W oczach strach ma okropny, bo aż włosy wstają
Tym, którzy w oczy jego samochcąc patrzają.
Chód ma właśnie złodziejski, rad każdą rzecz kradnie,
Czego ci, co go mają, doznawają snadnie.
Nieszczęście kruczenim swym przyszłe znamionuje,
Z którego swym zwyczajem wielce się raduje.
I jest obżarta bestyja, ścierwami się pasie,
Bez wszego nasyceni w każdym prawie czasie.
Kruk postacią swą czarta wyraża chytrego,
Bowiem ma atrybuta niemal wszytkie jego.
Stądże się czarownice w kruki przemieniają,
Bo zrozumienie z czartem, panem swoim, mają.
Kruk światłości się lęka, do cienia uchodzi,
Wyrządzić psikus z kąta jaki koniowi godzi.
To taki zysk, uciechę i rozkosz ci mają,
Co tych kruków śmierdzących w swych domach chowają.
Godzienże, pytam, ten ptak, z takiemi przymioty,
Klatki ślicznie zrobionej, kosztownej i złotéj?
I owszem odżegnywać się złego potrzeba,
Nie tylko miejsce w domu dawać abo chleba.
Złota klatka może być słusznie Polską nazwana,
Kosztownemi klejnoty od Boga nadana.
Najdziesz w niej rozmaitych kruszców barzo wiele,
Którymi świat przechodzi wszystek, mówię śmiele.
Chlebem, miodem i bydłem insze opatruje
Państwa, gdzie nieśmiertelną cześć sobie gotuje.
Marcyjalistów mężnych i walecznych rodzi,
Którym namniej ani chłód, ani głód nie szkodzi.
A co więtsza, ma poznanie Boga prawego,
Któremu cześć oddaje czasu wszelakiego.
Gotowa zdrowiem swoim jest krzyża świętego
Sławy bronić i umrzeć dla czci Boga swego.
Ta kamieńmi drogimi klatka jest sadzona,
Dyjamenty, hiacynty prześlicznie upstrzona.
Świadkiem tego wybranych Bożych są w niej groby,
Gdzie są pewne lekarstwa na różne choroby.
Świadkiem obrazy Matki Bożej są prześliczne,
Gdzie się leczą niemocy człowiecze rozliczne.
Owo zgoła ze wszech miar klatka ta kosztowna,
Której w świecie ani jest, ani snadź będzie rowna,
Przebóg! Czemuż mieszkaniem krukowi się staje
I przecz mu w sobie mieszkać i przebywać daje?
Krukiem jest Żyd przeklętym, nieprzyjaciel tego,
Który na odkup zstąpił z nas każdego.
Obżarta ta, zdradliwa i chytra bestyja,
O jako się w tej klatce prześlicznej uwija!
Brody swej pogłaskuje, wąsami potrząsa,
Imię bluźni Jezusa, krzyża się natrząsa.
Na postaci jest człowiekiem, lecz ma w sercu diabła,
Ta nieszczęsna potrawa bodaj czarta zjadła!
Uważ, jeśli nie wszytkie przymioty krukowe
Ma w sobie to przeklęte plemię Kaimowe.
Wszelkie narody różną farbę w stroju mają,
Którzy według kondycyjej swojej zażywają,
Sam Żyd właśnie jak kruk i czarno się rodzi,
W czarnej barwie, jako kruk, ustawicznie chodzi.
Nie dziw, że wszyscy sobie żałobę sprawili,
Bowiem cnoty, szczyrości i prawdy pozbyli.
Żyd jest jak bazyliszek, co wzrokiem zabija,
Ten, gdy na kogo wejźrzy, zarazem umiéra.
Kogo Żyd zajźrzy ślepiem swym, wnet go omami,
Abo też oczaruje swojemi gusłami.
Krokodel człeka zjadszy dopiero żałuje,
Gdy tylko pozostałą głowę upatruje;
Tak Żyd, gdy szalbierstwem wyzuje ze wszego,
Dopiero cię żałuje z serca zmyślonego.
Ma k temu chód krukowy i złodziejskie nogi
Ten to krzyża świętego nieprzyjaciel srogi.
Chytrze jak lis ślad swój ogonem zamiata,
Trudno uznać złodziejską gdzie swą myślą lata.
Da-ć on tobie na zastaw, lecz wprzód te pieniądze
Da kląć w bożnicy starszym dla twej przyszłej nędze,
Żeby-ć się to, co on dał, wniwecz obróciło,
To zaś, coś mu zastawił, przy nim się zostało,
Jakoż na oko widziem: co raz w garść mu wnidzie,
Albo nigdy, albo też trudnością nie wynidzie.
A choć ci się i zastaw od niego nawróci,
Przecie-ć się wkrótce, wierz mi, już wniwecz obróci.
Masz w swym węża srogiego zanadrzu, Polaku,
Wypije-ć krew z własnego serca, nieboraku.
Dziatki twe są twym sercem, które-ć Żyd morduje
I niewinną krwią onych smrody swe zmazuje.
Czy nie wiesz, przecz w bożnice Żydzi się schadzają,
Rano, w południe i wieczór swe schadzki miewają?
Na to by Jezusowe imię wprzód bluźnieli
I garki tłukąc, tobie przeklęctwo czynieli,
Mówiąc: jak te skorupy wniwecz są skruszone,
Tak niechaj chrześcijaństwo będzie rozproszone.
I ci, którzy Jezusa za Boga być znają,
Niechaj szczęścia i zdrowia wiecznie nie uznają.
Służy mu chrześcijanka, chrześcijanka mami,
Wychowuje Żydzięta swojemi piersiami,
A co większa, do czegoś częstokroć przychodzi,
Czego się dla onych uszu wyjawić nie godzi.
Żyd miód waży, Żyd piwo, Żyd gorzałkę pali,
Żyd kramarzem, towarem tak, jako chce, szali.
Żyd na mycie, Żyd na cle, Żyd i na arendzie,
Żyd bezpiecznie tuż obok przy panięciu siedzie.
Ba, jużci i pacierze, metale przedają
I też obrazy w których Chrystusa urągają.
Hej, dlaboga, którym to wiedzieć przynależy,
Zakażcie tego, a Żyda wsadźcie do wieży.
Przed Żydem chrześcijanin zdjąwszy czapkę stoi,
Mościwa mu kłania się, kortezyje stroi.
Da-ć z chęcią na arendę Żyd panu pieniędzy,
A jego poddanych, przywiedzie do nędzy.
Żyd taniej przeda mięsa, lecz go wprzód splugawi,
Puchliny cię od niegoż niedługo nabawi.
O jak wiele chrześcijan nędznie zumierało
Z tych, co od nich jadło i u nich pijało.
Fałszywym lekarstwem panów, nędznych trują
I kościoły nadchodzą, obrazy w nich psują.
Lżą i gwałcą nam święta z szalbierstwem biegając,
Grzech, niestetyż, obmierzły wszelki w stan wprawiając.
A gdy którego cnego ziemianina zoczą,
Ach wstyd, tuzinem za nim wnet z brzydkością kroczą.
To mu i oczy mydlą, czaczko ukazują,
A przez szachem i lachem wnet go wynicują.
Tak przełożonych Polaninów oczy już poczarowali,
Że wszytkie chrześcijańskie dobra pochowali.
Żyd swoim ślepym płodem jako kruk się brzydzi,
Gdy go skłonnym do wiary chrześcijańskiej widzi,
Przeto wnet między sobą Żyda kamienują,
O którym, że chrztu pragnie, psim węchem poczują,
Albo prędko gusłami zczarują chrzczącego,
Tak, że musi odchodzić od rozumu swego.
Temuć się w straszne larwy Żydzi przebierają
I żydzięta swe z młodu często przestraszają,
By imię Jezusowe bluźnić się uczyli
A chrztu i wiary świętej potym się chronili.
Śleporodny ten naród brzydki, uszargany,
Uważcie, że jest sroższy nad inne pogany;
Ci wierzyć, jako kto chce, wszędy pozwalają
I nikogo do sekty swej nie przymuszają,
A ci, czartowscy bracia, Plutona synowie,
Jak są na swe okrutni, któż to wypowie?
Szczęści Bóg te krainy, z których oprzałkowie
Ci przecz są wypędzeni, dóbr ludzkich ciurowie,
Bo w pokój i bogactwa wszelkie obfitują,
Błogosławieństwo wielkie w ziemi boskie czują.
My zaś lubo cześć Bogu prawemu dawamy,
Przecie z nieprzyjacielem jego przestawamy.
Przy nawiętszym odpuście ma czart swą kaplicę,
Część boskiej czci chcąc ukraść albo połowicę.
Jużci lwy i psy wściekli, jakośmy doznali,
Na Naświętszy Sakrament często się targali,
Który kłuli, o co ich z wielu miejsc wygnano,
A paląc na stosie drew, męki zadawano,
I męki srogie; ja bym z serca życzył tego,
By hycel pałką wybił wszytkich do jednego,
Gdyż niepotrzebny naród ten w cnej Polsce widzę,
Przetoż jak nieprzyjacielem Bożym się brzydzę.
Jać głową swoją muru przekować nie mogę,
To tylko piszę na twą polską przestrogę.
Niemasz namniej pożytku, cny Polaku, z tego
Narodu jaszczurczego, brzydko chuchniącego:
Nie stawi-ć się na wojnę, nie pomoże-ć bronić
Granic, nieprzyjaciół twej ojczyzny gromić,
I owszem, twe sekreta im objawi snadnie,
Bowiem twego upadku wygląda i pragnie.
Tuczysz go na swoje złe własnym chlebem twoim,
Choć wiesz nieprzyjacielem go być sobie srogim,
Bo wyjedzie na wojnę ubogi ziemianin,
Gdy potęgą nastąpi na Polskę poganin,
Chcąc, aby przód swoim stanął ku ozdobie,
Rynsztunków, koni i szat nasprawuje sobie,
Więc tymczasem majętność Żydom zarenduje,
Z korzyścią się nawrócić z wojny obiecuje,
W tym mu Fortuna, nie tak, jak myśli, wygodzi,
Gdyż nieszczęście po ludziach, nie po drzewiech chodzi,
Albo się mężnie bijąc zbędzie zdrowia swego,
Albo dla Marsa straci wszytko wątpliwego.
Tymczasem pan Żyd włości jego popustoszy,
Młyny, karczmy wyniszczy, poddanych rozproszy,
Skądże się powróciwszy z wojny poratuje
Szlachcic, gdy Żydom dobra wszytkie zafantuje.
Zaprawdę, daremno się w dom nawrócić kusi,
Rad nierad udać w kupę swawolnych się musi,
Albo chleba ze wstydem zebrać u inszego,
Daleko w urodzeniu nad się podlejszego.
O jaką szkodę macie, Koronni synowie,
Z tego Mamzra brzydkiego i któż ją wypowie?
Niewolnikowie wasi jak chcą, rządzą wami,
Szczycą się szlacheckiemi, jak i wy, prawami.
Znieś ono, cny Polaku, postronnych przysłowie,
Które mądrym Polaka, lecz po szkodzie, zowie.
Przebóg, przed czasem złemu swemu zabiegajcie,
Miejsc swym nieprzyjaciołom w swych włościach nie dajcie!
Niechaj pogłówne co rok uchwalone dają,
W którym Rzeczpospolitą wielce ukrzywdzają.
Bo w Poznaniu Żydów jest coś nad sto tysięcy,
A w Krakowie stołecznym, niepochybnie więcéj,
Więc na Rzeczpospolitą kiedy lud zbierają,
Czemuż u tych pohańców gospód nie dawają,
Gdzie by raźniej służały żołdak wytchnął sobie
I mógł wojsku napotym, stanąć ku ozdobie?
Mym zdaniem gospody by u nich dawać trzeba
Dragonom, bo już Żydzi nazbyt mają chleba,
A swych jako moc ochraniać, tak jako wilk czyni,
Który łup z obcych miewa, nie z własnej dziedziny.
Ja tych chlebodarmojadów nagnałbym, gdzie stali,
Albo też w pług zaprzągł, by na chleb orali.
Więc chleba siła trawią, na chleb nie pracując,
Tylko we dnie i w nocy szalbierstwem szachrując.
Wielkie-ci Polsce czynią, ach, szkody szczurkowie,
Barzo na kieł zawzięli, bezpiecznie to mowię.
Lud to chytry, obłudny, ma jad wężów w sobie,
Ty mu chleb dasz – zgotuje on truciznę tobie.
Nie ma w Polsce nad Żyda nikt więtszej rozkoszy,
Ma Żyd w obiad gęś tłustą, ma tłuste kokoszy,
A ubogi katolik sztuczkę chleba zmoczy,
Chcąc jej pożyć w tej wodzie, którą z oczu toczy.
Bo nie tylko nad jego pan karkiem przewodzi,
Lecz też i Żyd z kijem nań przychodzi.
Więc po żydowskiej nędznik musi skakać woli,
Wiedząc, że go Żyd, gdy chce, do pana osoli.
Orła cna Polska za herb ma górolotnego,
Który panem i wodzem jest ptastwa wszelkiego.
Patrzy orzeł bezpiecznie w słoneczne promienie,
Wysoko się wzbijając skrzydłami od ziemie,
Czym też płodu doświadcza, jeśli własny jego,
Gdy w słońce patrząc, oka nie zmrużą swojego.
Zwierz mu najokrutniejszy nigdy nie zaszkodzi,
Bo on nań wprzód swą dzielnością z góry ugodzi.
Piękna-ć to rzecz za stemma mieć orła dzielnego,
Niepiękna w domu chować swym kruka strasznego. xxx
Niejedną drogą ci dwaj ptacy sobie chodzą,
W różnych gniazdach, z różnemi się przymioty rodzą.
Temu przymioty dzielne przyrodzenie dało,
To których go naśladować cnej Polsce przystało.
Aby w sprawiedliwości słońca swym bystrym wzrokiem,
Patrzyła zawżdy orlem, nie krukowem okiem.
K temu pod niebo sława dzielna się wzbijała,
Z nieprzyjacielem bożym nie konwersowała.
Kruk trzysta lat przeżywszy, gdy olśnie z starości,
Ma ptaszka co go wodzi z boskiej opatrzności,
Który tuż po powietrzu przed nim zawżdy chodzi,
A on miasto wdzięczności poźrzeć go zaś godzi.
Którego jak dostatnie, w kęsy rozszarpuje
I po powietrzu członki jego rozmiaruje.
Sam się zaś przez ślepotę mizernie zabija,
Kruk niewdzięczna, obżarta i dzika bestyja.
Taką z tych śleporodów wdzięczność wy zoczycie,
Cni Polacy, jeśli się, ach, nie obaczycie.
A szalbierstwem swym w przód poddanych w nędzę wprowadzą,
Panów i przełożonych trucizną wygładzą.
Dobrą monetę stopią i powysyłają,
A szalbierskich pieniędzy zinąd nawnaszają.
Lecz zabież temu pierwej, nim przydzie do złego,
A na różne posługi zażyj ludu tego:
Niech w pocie czoła sobie chleba zarabiają,
Skarb na Rzeczpospolitą zebrany oddają.
Tułaczem i przychodniem jest Żyd w ziemi twojej,
Słuszna rzecz, byś go równał do krwie własnej swojej?
Zakazać im szalbierstwa i handlów potrzeba,
Niech rydlem i siekierą nabywają chleba.
Przykaż, żeby abo się wszyscy Żydzi chrzciéli,
Abo jak niewolnicy w twoim państwie żyli.
Pospolite ruszenie niech na nich wynidzie,
Musi-ć się bić, choć tchórz jest, gdy o gardło idzie,
A żony ich z kądzielą niech w twych dworach siedzą,
Groch, kapustę z słoniną jako nasi jedzą.
I dusze ich pozyskasz Bogu wszechmocnemu,
I nędze ulżysz wielkiej poddanemu swemu.
Kruk ten w tej złotej klatce słowikiem się stanie,
Sprawże to, co najprędzej, Jezu Chryste Panie,
By abo tych śmierdziuchów precz z Polski wygnano,
Abo tedy na wojnę do szturmu nagnano,
Żeby chwast ten z pszenice był Pańskiej wyrwany,
A na opał do piekła czartowi oddany,
A pszenica zaś, przez sługi Ojca czeladnego,
Została zgromadzona do gumna Bożego,
A ta klatka, szczyrego złota urobiona,
W pokoju Najwyższego była postawiona,
I ku czci Jego świętej wiecznie tak przebyła,
Gdy nań w istocie Pańskiej będzie patrzyła, Amen.

Nagrobek Krukowi

Pozbyłeś klatki złotej, nabyłeś ognisty,
Niechże cię w piekle dręczy ogień wiekuisty.

Nagrobek Żydowi

Bliźnim nam jest Żyd, więc go pożałować trzeba,
Niechaj go diabli wezmą, gdy nie chciał do nieba.

10 września 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Marianna Marchocka - "Autobiografia mistyczna" - czytanki.pl
Fragmenty książek

Autobiografia mistyczna

by Katarzyna Jerzykowska 10 września 2016

Marianna Marchocka

Autobiografia mistyczna

(fragmenty)

Podawał mi się ten sposób, żeby albo klasztor zapalić, a w tym rozruchu wyniść i na świecie się obaczyć. Bo mi się tak zdało, iż gdybym tylko była przed furtą stanęła, że mnie miała ta tęskność minąć i już w pokoju zostać w klasztorze. I ile razy szłam imo cele w nocy ze świecą (które były z płótna grzebnego i z rogóż, bochmy jeszcze klasztoru murowanego nie miały) obyjmowała mię wielka pokusa przytchnąć świeczkę do której celi, żeby się zajęło. Także chodząc imo dzwonek klasztorny, który pod dachem wisiał, obaczyłam powróz u niego rozpleciony i skonopiały. Idąc z świecą po jutrzni objęła mię ciężka pokusa zapalić on powróz, toby zaraz płomień na dach buchnął i zgorzałby, a niewielka szkoda, bo już był stary i pokwiękany, a ja bym była w tym rozruchu wyszła i pokusy pozbyła. […]
Ale i po chorobie tom więcy i cięży czuła opuszczenie od Boga z ciemnościami i zakryciem od duszy, jakich nigdym przed tym nie miewała z zamieszaniem zmysłów. I kiedy mię ta męka od Boga opuszczenia i oddalenia ogarnęła, tak czułam się, jakoby mi już Bóg zginął i nie było Go dla mnie, i ja od Niego oddalona. A nie jakim to pomyśleniem, albo rozumieniem było we mnie, ale rzetelnym uczuciem w duszy z taką męką jako piekła, żem wszytka niszczała z tego w siełach i w zmysłach, i nie wiedziałam, co za czas godziny, i pojmować rzeczy powierzchnych nie mogłam, ani przywiązać do nich, wszytko w ony męce będąc ponurzona, bez Boga, i od Niego oddalona, a że już podobno wiecznie, że kiedybym była mogła to pojąć i wiedzieć, że jest Bóg, albo że jeszcze kiedy będę Go mogła mieć, albo przyjść do Niego, folgą już moją było; ale jeno tak jako zgubiona na zawsze bez Niego. Nie mogę wyrazić męki, jaką cierpiałam, a to teraz pisząc wyraża mi się dobrze w pamięci. O, Boże, bądź ze mną. Ty sam wiesz, co się ze mną działo w takich moich mękach, w opuszczeniu i w odrzuceniu od Ciebie, bom się tak czuła. Nalegały na mnie desperacyje ciężkie, żywe, że już pewną być potępienia swego, z naleganiem czartowskim zezwolić na to, a być pewną tego, z bluźnierstwami przeciw Bogu, „Na co cię stworzył?” (o, nie chcę i pisać), z przymuszaniem odstąpić od rzeczy Jego, z takim naleganiem i ciężkością, że aktem temu przeciwnym, i czym inszym ratować się, albo odpór dać nie mogłam, tylkom albo głową trzęsła, albom ręką ruszyła na oświadczenie, że nie zezwalam, nie odstępuję. I pomnię dobrze, żem nigdy wolą nie zezwoliła, choć wewnątrz to ciężko czując, i w ufności prawie ustając, jeno bojaźni pełna będąc.
Kiedym w takich mękach bywała, a miałam co czasu, żem w osobności w celi była, siadłam kiedy w kącie, kontentując się i trochą ziemie, żem ją jeszcze miała i że mnie znosiła, bo ani do roboty, ani do żadnej rzeczy przyłożyć się nie mogłam, ani pojąć, co czynić. A kiedy jeszcze i męki powierzchne na ciele objęły mnie, w taki męce duszy będąca, męczący się i trapiący o przyzwolenie, o odstąpienie Boga, co często bywało. O, jaki ciężki krzyż! Kiedym też w tych powierzchnych zabawach w oficynach jakich bywała, byłam tak, jak bezrozumna i nie widziałam, gdziem szła i com miała czynić, i co było trzeba robić. Czasem zaszłam do koła i wyszłam, bom już zapomniała, co to trzeba było sprawić albo czynić.
Tom też często miewała, jakoby mnie kto pilnował, przypominając: „to teraz masz czynić, na to teraz dzwonią” etc. Kiedym też zakrystią miewała, tom kładła klucze przed obrazem Najświętszy Panny, prosząc miłosierdzia o ratowanie, żem nie wiedziała, co czynić. I doznawałam, żem ani wiedziała jakom co czyniła, albo sprzątnęła, albo nagotowala za krótki czas.
Modlitwa moja w takim czasie i sposób jej bywał najczęści zażyć więcy męki i utrapienia bez Boga, i opuszczenia Jego, a dręczyć i ponurzać się w utrapieniu. Raz będąc w ty tak ciężkości na modlitwie bez Boga, zabłysnęło mi światło od lampy z kościoła, i z tego mi przyszło pojęcie, że tu jest Bóg mój, i ja przed Nim, z rozradowaniem ducha. O, prędko zaś przyszło mi z tego obaczenia się i pojęcie, że to ja już zdesperowała o Bogu i jestem bez Niego, oddalona od Niego, męka zaś sroga z tego na duszy, i ono ulżenie jakieś obróciło mi się w większą mękę. Tak i części w różnych sposobach bywało, że jeden ucisk drugi przynosieł. Czyniłam też lamenty częste i ciężkie przed Bogiem, które pochodziły we mnie (?) i sam ucisk wydawał. I z mojej niecierpliwości lamentowałam na nieszczęście moje, jeślim na to stworzona, żebym była odrzucona od Boga na wieki, i na to, żem wyszła z żywota matki, kiedym tam już zginąć mogła, i insze słowa podobne słowom Joba: Nie wiem sama, jako mi szły na pamięć a nie ze zwyczaju, albo pomyślenia, ale z wyrażeniem i czuciem, com w sobie czuła, jako już odrzucona i zgubionego mając Boga – bom się tak czuła. Ale to znam do siebie, że mi to nie pochodziło z jakiego złego afektu, albo przeciwności do Boga, ale z bolu i ciężkości duszy, jeślibym już wiecznie zginąć miała, i żem się bez Niego w takim opuszczeniu czuła. Bo mi to największy ciężkości dodawało, żem się tak czuła, jako niepodobna przyść do Boga, albo wyniść z tych ciężkości moich. […]
Oschłość, suchość we wszytkim, nie mogąc nic pojąć przez pojęcie żadne, dopieroż imaginacyją, w niczym afektu wzbudzić, ani wolnością żadną do pojęcia materii jakich, jeno wszytko sucho, a jeszcze z rozerwaniem w myślach, w pamięci. Co tam do niej przychodziło, i od kilku lat rzeczy jakie, a nic nie potrzebne ani słuszne. Rozum jako szalony niespokojny biega, nie mogąc się ni na czym zabawić albo co wziąć z pożytkiem. Od Boga nic, tylko jako zamknął, a bojaźń, opuszczenie etc. Cierpi w ten czas dusza ciężko z tęsknością, z ckliwością widzi i zna, jako nie może z siebie nic. Morduje się, chcąc wyciskać co, jako z prasy, a nie może. Widzi wielką słabość swoję, bo w ten czas skłonność prędsza do niedoskonałości w okazjach i słabość w duchu. Kiedy tak trwa dzień, kilka, zda się, jako rok jaki czas długi. Ufatyguje i umorduje się, a kiedy jeszcze niesposobność według człowieka, przy tym słabość głowy, zapominanie, zamyślawanie się jakieś, co to tak w przyłożeniu do czego pojęciem, będzie to tak, jakoby wszytko zniknęło oraz, że prawie nic nie wiem kędym i com to poczęła myślić. A będzie tego co wiedzieć co razy i nie wiem, czy to ja śpię, czym kędy, a przez krótki to czas będzie, i przez jedno Ave Maria, a zda się długo. […]
Drugi sposób opuszczenia i cierpienia w duszy miewałam już nie tak z rozerwaniem, jako z wielką ciężkością, opuszczeniem i zakryciem Boga strasznym duszy, i barzo trapiącym, obrażaniem sprawiedliwym, oddaleniem od niej. Zagorzkło wszytko w duszy, nic nie ratując, bojaźń, nieufność. Kładę tu różność w tych nieufnościach przeciwko nadziejej i Bogu, a desperacyjach; czego obojga doznawałam w duszy swej. Desperacyje tak mi się zdadzą, co to już prawie wszytka nadzieja ginie, że ledwie się co wola trzyma, że już do końca nie upadnie. Bo już przekonywana od czarta racjami, zaćmiona na rozumie,że nie masz inszej światłości, pojęcia, tylko strach, słuszność, jeno już ledwo opierając się co znakiem trzyma się i oświadcza, przy barzo osłabiony a zwątlony wolej. Tym sposobem w pierwszych czasach z początków cierpiewałam, jakom, zda mi się, wyraźni to już napisała i z jakich okazyi. O, to już prawie męka piekła etc. […]
Trzeci sposób opuszczenia, który jest miły, nie tak dręczący ducha, z wolnością do Boga. Ale nie z tą wolnością, żebym mogła przez jakie tajemnice, pojęcia etc., ale tak, jako Bóg sam postawi i trzyma duszę przy sobie, jeno że nie ma tych zasłon, przeszkód do Boga bojaźniami, oddaleniem. Czuje Boga w duszy swojej, ale tak zakrycie, że nie może rzec i czuć, jeno, że jest opuszczona od Boga. A z drugi strony taką pewnością Boga w sobie czuje, żeby ślubować mogła, iż jest Bóg w ni przytomnie. Coś to i mnie samy w sobie niepojętego bywało. Nie umiałam nikomu tego wyrazić, bom z jednej strony czuła opuszczenie z lamentami, z pragnieniem Boga, a z drugi strony w onym pragnieniu przez one lamenty, tęskności do Boga, czułam Go w sobie i znajdowała w duszy. I nie straszy mię takie opuszczenie w duszy od Boga, albo żeby w ni co złego było, jeno pragnienie wielkie Boga dręczy ducha. A to nie w duchu, ale rozumnym pojęciem bojaźni czyniło sposób niezwyczajny – dwu rzeczy przeciwnych czucia w sobie: i Boga i opuszczenie. Aż trafunkiem czytałam w Gmachu Szóstym, w rozdziale wtórym, ksiąg św. Matki naszy, że wszytko co, tam pisze św. Matka wyrażało się w duszy mojej, i z tego zostałam oświeconą i spokojną. […]
W czwartym sposobie będzie tak dusza, jako zawieszona do Boga, Wszytko zniknie, wszytkie pojęcia, wiadomości, środki, sposoby, – jakieś nic, nic, – tylko opuszczenie, a wszytko pragnienie wielkie, wola, afekt do Boga, od rzeczy wszytkich powierzchownych, stworzonych odwrócenie, że tak wszytko jako zlodowacieje w duszy i sama też wszytka pragnie jako najwięcy być oddalona i znikniona od tego. Stojej (!) tak z wielką męką, i do Boga nie mogąc. A wszytko pragnienie (i to nie skłaniając, bo wszytko obrzydzenie i nie dosyć czyni duszy), że tak się zda, żeby ją i anioł chciał cieszyć i kontentować, ani pragnie, ani chce. Czasem na modlitwie albo w obróceniu do Boga pokazuje Pan opuszczenie swoje na krzyżu, nie tak tylko pojęciem, ale wyrażeniem i uczuciem duszy. To i to nie jakim ulżeniem, ale męką wielką, i z taką ciężkością, że się zda jako konaniem, i tak w siełach i we wszytkim zniknieniu, ze i odetchnąć już sieły nie staje, i z ciężkością może. Kiedy w tym co opuszcza, i przydzie co do siebie, – tak się czuje, jako z krzyża zdjął, we wszytkich członkach, stawach, jako po jakim wyciągnieniu i rozbiciu, że bez chorób czuje się wszytka rozbolała, zmęczona.
O, dosyć przydadzą męki, kiedy chcą posilać, pytają co się stało, na co stęka? Wszytko ulżenie duszy – oddalenie od wszytkiego, w osobności sama być, a męka wielka do jakich spraw powierzchownych udać się, albo z kim mówić, bawić, bo zmysłów do tego nie staje i pojęcia, a musząc – z męką wielką. Już mi to ten sposób w tych bliskich czasach bywał; męcząc się tak, przychodziło mi często natchnienie, żebym czytała w Gmachu Szóstym rozdział ostatni św. Matki naszy. Opierałam się temu długo, rozumiejąc, że do mnie nic nie należy. A to za częstym ciągnieniem przeczytałam i wyrozumiała dobrze, alem tego nie chciała się imować, i brać do siebie na pomoc jaką, bojąc się pychy mojej w tym po sobie to brać. Powiedziałam to z okazyji przełożonemu, strofował mnie z tego, pokazując głupstwo moje z nauki św. Matki, nie chcąc w sobie znać darów Boskich. […]
W piątym sposobie już to w tych czasiech, a nie często, trafia mi się bywać, czego podobno nie wyrażę dostatecznie, wm. sam będziesz lepiej wiedział. Nie może być ciemność jaka powierzchowna tak ciemna, jaka zaćmi duszę i ponurzy w ni. W czym wszytek zmysł i pojęcie jakie nawet i wiadomość o nich znika, tylko zostanie tak goło, a głęboko wnurzona dusza wiarą przy Bogu albo w Bogu. Ale ona tego nie pojmuje, i nie zna, jako jest przy Bogu na ten czas. A będzie to z wielkim zebraniem i – nie umiejąc inaczy, że tak rzekę – wyciągnieniem ducha i w głębokości ponurzeniem. Będąc tak i przez godzinę, kiedy na modlitwie żadnego rozerwania ani myśli, żeby jaka przeszła, nie wiem, ani znam. Pojęcia też i o Bogu jakiego w czym – nic. Jeno tak calie Bóg – smaków, pociech żadnych – i owszem, wielką ciężkość czyni ta ciemność i zniszczenie w duszy. Że i człowiek poczuje powierzchny, zda się coś podobnego, com wyżej napisała, ale, o, jako różnie! […]
Teraz wszytko to ustało, i nie masz nic z tego, tylko takie moje światło, moje uchylenie Boga. Uczuje i uzna w sobie dusza Boga. A ona też przed Nim obnażona ze wszytkim, co w ni jest i jaka jest, stawi się i patrzy w się przed Panem – we wnętrznościach swoich ponurzona, jako w przepaści boleści swojej, nędze i złego, i zakrycia tak twardego i oddalenia Boga. Nie masz nic tylko opływa przed Panem w przepaści boleści i łzach, jako On zna, i Sam tylko znać może. A kto uczuciem samym dozna, jaką przepaść wyniszczenia, opuszczenia i boleści, pokazuje Mu i uczuwa dusza? Nie piórem to wyrazić, bo też i łzy nie dadzą pisać. Kto uczuje, ten tylko pojmie, co jest ulżeniem i jakby złożeniem ciężaru z siebie jakiego duszy. To jest, że wszytką wolnością oddaje się Panu na wolę Jego, i wszytką uczutą kontentacyją, i wszytkim, całym sposobem, nic a nic Panu nie wymując, ani rozumiejąc co lepszym albo co pożyteczniej, ani chcąc sobie dobrego, ani bojaźnią złego, ani pragnieniem nieba, ani bojaźnią piekła, ani jakim chceniem, rozumieniem, pojmowaniem czego, ale cale wszytką wolnością wolej Boski, co On chce, rozumie, i Jemu dobrze – tego jednego pragnąc i prosząc, żeby ani na pożytek, ani na dobro moje patrzył, ale co Jemu dobrze, i co On chce, czynił. Wielka to jakaś wolność i ulżenie w duszy, że nie czuje nic a nic w sobie, czego by pragnąć, czego by chcieć, co by rozumieć i czego się bać: tylko co Bóg chce, to chcieć, żeby się wypełniała wola Boska, dla tego samego. I to czuję, nad co nie może więcy, takie zakrycie i opuszczenie od Boga i na to podaję się, nie chcąc namniejszego ulżenia, odmiany, tylko co Bóg chce i Jemu dobrze. To opuszczenie i zakrycie Pańskie barzo jest ciężkie i większe od pierwszych czasów, już tych niedawnych. Nie zostaje też teraz nic już w duszy, co by jako wspirało albo ratowało, tylko to jedno: bez żadnych wiadomości, pojęcia i czego, tak goło Bogu dla Niego samego ufać i wierzyć. […]
Co zaś do skutków z tego. Przyszedłszy już calie do siebie, jakobym się z onego świata wróciła. I właśnie tak się czuje dusza, że kędyś była. Mówię kędyś, ale pamięta kędy i wie, iże tu przyszła do ziemie obcy, barzo z wielkim utęsknieniem, żalem, lubo spokojnym, że z wolej Boży. Ni do czego nie może afektem skłonić, w ni w czym zabawić. Zna wszytkie rzeczy, sprawy jako niczem są, które nie są Bogiem, a nie do Niego prowadzą, i przykre, ale cierpliwie przykrość znosi. Jako mówią co próżnego, nie o Bogu, nie do Boga, cierpliwie znosi, iż duszę Bóg przy sobie trzyma obecną, czułą przytomnością swoją, który zażywa. I będzie to tak cały dzień, czasem i drugi. Wstyd też czuje, że się jej dziwują, i radaby, żeby tak jaśnie patrzali i znali, jako jej pokazano, co ona jest z siebie: jedna przepaść złego i nic więcy nie może, jeno to złe z siebie (bo prawie w tych sposobach zawsze pokazuje Pan z tychże materyjej, jakom napisała) i jako z onyż jeszcze użyczany łaski więcy uniżać się i bać ma, źle używając, przeszkadzając. I z tego do aktów, spraw, pokory łacno się czuje, dobrze wszytko (krócąc mówię) w takim sposobie być. I kiedyby mogło to tak zawsze być, bo to właśnie różny, jako inszy człowiek będzie, nie jako zwyczajnie z siebie jest. W znoszeniu też co do cierpienia łacność, i to co się w ten czas cierpi nie jest trudnością w cierpieniu, albo w znoszeniu. Bo przecie jest cokolwiek cierpieć: serce to czuje, jakoby go na noże rozebrał albo nóż w nim utkwił, zemdlenie wielkie, wszytek człowiek jakoby po członku rozbierał go, albo z krzyża zdejmował, krew jakoby się znowu do żył wracała. Po onym. cierpieniu i władzy zgubieniu nie przychodziła ja czasem i po dwu dniu ledwo do siebie i chodzić nie mogłam!
Wszytko to według sposobów bywało. Jeśli będzie z większym sposobem podniesienia ducha, wyraźniejszym, w wyższych rzeczach – to też barziej dłuży i serce według materyji robi. Kiedy co z pociechą, z weselem, – dobroć, miłość Boska – to skoki, latania etc. Kiedy z Męki Pański, z życia tu, albo z materyji w ciemności, – to ryki, wysadzania, że nabiegło czasem jak bułka chleba etc. O, wszytko to nic, bodaj tylko było, co Bóg chce. Nie mogę więcy czasem z tych bólów, tylko tymi aktami, żeby tak cierpieć, by Bóg chciał i do sądu; a drugimi – ofiarować to na oczyszczenie grzechów, afektów, niemiłości Boga etc.
Od początku tych sposobów w pierwszym roku często mi ich Bóg użyczał. Było w tym roku, jako siostry rachowały, do trzydzieści razy. Czasem częściej, czasem rzedziej, jako to raz w miesiąc a czasem i trzy razy w tydzień, ale tak nie często. To to w Krakowie mieszkając. […]
Jedną osobę zalecałam na modlitwach Panu Bogu (bom powinna była, i należałam do niej tą powinnością) widząc ją w defekcie jednym i w obrazie Boży, który defekt mógł jej duszy szkodzić a jawny był. Prosząc tedy na jednej modlitwie za nią Pana osobliwie, i bojąc się o zbawienie duszy tej osoby przyszło mi to i powiedział Pan, że ta osoba wiele ma szkody w duszy i niebezpieczna, że źlie zażywa sakramentów. I pokazano mi jakim sposobem, ażeby ją w tym przestrzec. Na co się ja zlękła i nie wiedziałam sposobu, jako to uczynić, nie wiedząc od tej osoby, jeśli ona tak czyniła. A postarałam się o to, że mi z inszy okazyji dozwolono mówić z samą oną osobą sekretnie. Spytałam tej osoby, jeśli tak (wymieniając jej, jakim sposobem) zażywa sakramentów, osobliwie komunii św. Zlękła się ta osoba barzo, jakom ja to wiedzieć mogła i przyznała się zaraz, że tak. Jam też powiedziała, że w tym barzo szkodzi duszy, a żeby tego więcy nie czyniła, raczej zaniechała komunii w ten dzień.

10 września 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Benedykt Chmielowski - "Nowe Ateny" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Nowe Ateny

by Katarzyna Jerzykowska 10 września 2016

Benedykt Chmielowski

Nowe Ateny

Konkluzyja tej trzeciej części

Tres digiti scribunt, caetera membra dolent.

To jest prawda, że pióro nie jest cep ni radło,
Ani pług, ni siekiera, ani też zwijadło,
A przecie sfatygować tak zwykło pisarza,
Jak pług, istyk oracza, a bika mularza.
Trzy palce tylko piszą, wszytkie ciało boli,
Jakbyś go zebrał z krzyża, tak człeka zniewoli,
A dopieroż co oczom z niespania, czytania,
Wyrządza się z kilkuset książek wertowania!
Komponując, gluzując, przenosząc na czyste,
Jak to mozół jest ciężki, ty sam widzisz, Chryste.
Ale nie mam za ciężkość, gdy rzucam przed tronem
Twoim, Trójco Najświętsza, z głębokim ukłonem
Czytane i pisane punkta, limy, słowa,
Z tym, gdy czyja pogani lub pochwali głowa.
Więc przyjmij, o mój Stwórco, który świat na palcach
Trzech nosisz, tę część trzecią i daj po padalcach
Jadowitych, zazdrosnych chodzić nic nie czując,
Albo też czuć z zasługą, a tak tryumfując.

10 września 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Nowsze
Starsze

Pozostańmy w kontakcie

Facebook Twitter Instagram Youtube

Najnowsze czytanki

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Góra Kikineis

  • Jak modlitwa ochrania przed złodziejami

Reklama

Portal dla kobiet, przyszłych i obecnych mam


Całoroczne domki w Bieszczadach

Jak przygotować się do porodu?

Kategorie

  • Audiobooki (197)
  • Bajki i baśnie (236)
  • Fragmenty książek (45)
  • Inne (65)
    • Cytaty (26)
    • Dla dorosłych (7)
    • Polskie (7)
    • Przysłowia (2)
    • Zagadki (14)
    • Zagraniczne (2)
  • Okolicznościowe (39)
    • Boże Narodzenie (15)
    • Dzień babci (13)
    • Dzień dziadka (7)
    • Wielkanoc (7)
  • Piosenki i kołysanki (5)
  • Powieść (34)
  • Wiersze i wierszyki (424)
    • Rymowanki i wyliczanki (74)

Czytanki, Bajki, Opowiadania, Baśnie, Cytaty, Powiedzenia, Powieści, Wyliczanki, Kołysanki, Audiobooki to wszystko dla dzieci – do czytania, słuchania lub drukowania. Znane baśnie i bajki dla dzieci w każdym wieku – Andersena, braci Grimm i inne.

Kontakt

Masz jakieś czytanki, bajki, opowiadania, które chcesz zamieścić na naszej stronie? A może potrzebujesz abyśmy napisali coś specjalnie dla Ciebie? Jeśli tak, to wyślij do nas wiadomość:

Email:  kontakt@czytanki.pl

  • Facebook
  • Twitter
  • Instagram
  • Pinterest
  • Youtube

@2015 - 2025 - All Right Reserved. Realizacja: www.woh.group

Powiadomienie o plikach cookies: czytanki.pl korzysta z plików cookies. Pozostając na tej stronie, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies.Zamknij
Polityka prywatności i ciasteczka

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT
czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne