czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne
Jaś i magiczna fasola - czytanki.pl
Bajki i baśnie

Jaś i magiczna fasola

by Katarzyna Jerzykowska 11 czerwca 2016

Autor nieznany

Jaś i magiczna fasola

Dawno, dawno temu, przed wieloma laty, daleko stąd, bo aż za siódmą górą i siódmą rzeką żyła sobie pewna biedna kobieta. Miała niedużego synka o imieniu Jaś, a w całym gospodarstwie jedną małą krowę.
I oto nadszedł taki dzień, że oboje z chłopcem nie mieli już nic do jedzenia i nie było innej rady, jak ta, by pogonić krowę na targ i sprzedać ją. Rzekła więc matka do syna:
– Wstań Jasiu jutro o świcie i pognaj naszą krówkę na targ. Tylko uważaj i dobrze ją sprzedaj, żebyśmy na tym nie stracili.
Następnego ranka chłopiec popędził krowę na targ. Prędko znalazł tam kupca i jeszcze prędzej dobił z nim targu. Wymienili się tym co mieli. Jaś oddał krowę, a w zamian otrzymał … ziarnko fasoli.
Po powrocie do domu zaraz pokazał matce, co dostał. Matka zapłakała gorzko z żalu, że syn oddał krowę za jedną mizerną fasolkę. Chłopiec pocieszał jak mógł.
– Nie smuć się, Mamusiu, ten stary człowiek, co wziął naszą krowę powiedział mi, że jeszcze dziś wieczorem powinienem posadzić fasolkę, a wkrótce przekonam się, co z tego będzie.
Zaraz też chłopiec rozejrzał się po małym ogródku, szukając najodpowiedniejszego miejsca dla fasolki. Postanowił posadzić ją tuż pod oknem, by móc na nią patrzeć i czekał niecierpliwie, co będzie dziać się dalej.
Przy wieczorze nie mógł przełknąć ani kęsa. Zmęczony i pełen oczekiwania położył się do łóżka. Rankiem, gdy tylko się obudził, skoczył do okna i ujrzał, że jego fasolka wykiełkowała. Wychylił się z okna, ale nie zdołał dostrzec końca wychodzącego z ziemi pędu. Pomyślał, że jeśli wyjdzie na dwór, to stamtąd będzie mógł dokładnie obejrzeć sobie całą roślinkę. Wyszedł z chaty, przyjrzał się fasoli, ale nic nie mógł zrozumieć. Na próżno wpatrywał się w roślinę, bo i teraz nie mógł dojrzeć jej końca. Przywołał matkę i powiedział:
– Zobacz Mamusiu, jak wysoko sięga fasolka. Muszę wdrapać się aż do jej końca.
Matka bała się o syna, prosiła więc, aby tego nie robił, ale mimo to chłopiec, jak postanowił, tak i uczynił.

Koło południa Jaś zaczął wspinać się po pędzie fasoli w górę. Wspinał się, wspinał i był już tak wysoko, że aż dostawał zawrotu głowy. Wtem, zupełnie nieoczekiwanie uderzył głową o sklepienie nieba. Ciekawie rozejrzał się dokoła. W sklepieniu tym zauważył mały otwór. Zajrzał tam i dostrzegł w oddali coś jasnego. Zaraz też pomyślał:
– Skoro już dotarłem do końca pędu fasolki, chciałbym wiedzieć, co jest tam w środku.
Zebrał całą odwagę i wśliznął się przez otwór. Niedaleko miejsca, gdzie się znajdował, stała mała chatka.
– Teraz i tak już prawie noc – pomyślał – pójdę, poproszę tu o nocleg, a jutro wrócę do domu.
W chatce spotkał kobietę, która na jego widok krzyknęła zdumiona:
– Czego tu szukasz chłopcze? Mój mąż jest siedmiogłowym smokiem. Jeśli cię tu zobaczy, natychmiast cię pożre.
– Och! – wykrzyknął przerażony Jaś i błagał gospodynię, aby zechciała go ukryć, bo bardzo boi się smoka.
Gospodyni zrobiło się żal chłopca. Zgodziła się, a nawet zapytała:
– Może jesteś głodny?
– Och tak! Od wczoraj nic nie jadłem.
Gospodyni nakarmiła więc zgłodniałego chłopca, a on szczerze podziękował jej za dobroć.
– A teraz chodź – rzekła – ukryję cię, bo mój mąż niebawem wróci do domu. Jeśli zobaczy, że tu jesteś, zabije nas oboje. Ale gdzie by cię tu schować? – zastanawiała się.
Wreszcie przyszło jej na myśl, że dobrze byłoby wtoczyć wielka misę do izby, wstawić ją pod łóżko i ukryć pod nią chłopca.
Jaś był bardzo zmęczony, ale zarazem zbyt przerażony żeby zasnąć. Postanowił czuwać i obserwować, co też będzie się działo dalej.
Z wybiciem godziny dwunastej usłyszał łomot i walenie do drzwi. Siedmiogłowy smok wpadł jak burza do izby, niosąc z sobą dużą, czarną kurę. Postawił ją zaraz na stole i wrzasnął:
– Znieś jajko!
Kura natychmiast złożyła na stole duże złote jajko. Zadowolony smok zaryczał znowu:
– Znieś jeszcze jedno!
I za każdym razem, na zawołanie smoka, kura znosiła złote jajko.
Wkrótce smok przypomniał sobie, że jest bardzo głodny.
– Żono, przynieś mi wieczerzę! – krzyknął
Gospodyni dała mu jeść. Ledwo zjadł, już wołał, aby przyniosła mu skrzypce.
Grał i zdawało się, że nie widzi nic dookoła, tak był zajęty swoją muzyką, gdy nagle zaczął węszyć.
– Słuchaj kobieto, co to za obcy zapach jest w tym domu?
– Uspokój się mój mężu i graj sobie, nie ma tu nikogo obcego.
– Ależ tak! Mów mi zaraz, kto to jest, bo inaczej i ciebie rozszarpię na kawałki.
Gospodyni tak długo przemawiała do smoka, aż wreszcie uspokoił się i zaczął dalej grać. Widocznie jednak poczuł zmęczenie, bo za chwilę przerwał granie i tak jak siedział w fotelu, nie kładąc się, cicho zasnął. Nawet ni razu nie zachrapał.
Gospodyni spostrzegłszy to, pomyślała że dobrze byłoby położyć się i jej samej, bo dzień wkrótce nadejdzie, a ona jeszcze nie zmrużyła oka.

Tymczasem Jaś, gdy tylko przekonał się, że oboje naprawdę śpią, wyczołgał się ostrożnie spod misy, wziął czarną kurę w jedną, a skrzypce w drugą rękę i co sił w nogach, wybiegł z nimi z chaty.

Gdy dotarł do otworu, przez który dostał się tutaj, raz jeszcze obejrzał się do tyłu, czy czasem smok nie pośpieszył za nim, by odebrać swoją własność. I nagle okropny strach chwycił go za gardło. Smok zbliżał się bowiem z niesamowitą wprost szybkością. Jeszcze chwilę, a dosięgnie go.
Chłopiec, najszybciej jak potrafił, zjechał na dół po pędzie fasoli. A kiedy znalazł się znowu w swojej zagrodzie, zaraz chwycił siekierę, która akurat stała oparta o płot i przeciął nią pęd fasoli. Smok spadł wtedy na ziemię, a że było dość wysoko, połamał sobie nogi i nie mógł rzucić się na Jasia. Ten szybko skorzystał z okazji, zabił smoka i spalił go, żeby nie zostało ani kawałeczka.
– Teraz już nikt nie potrzebuje bać się strasznego smoka. – pomyślał.
Dopiero teraz mógł wejść do domu. Przez cały czas nieobecności chłopca, matka opłakiwała go, nie wiedząc gdzie się jej syn podziewa.
– Nie płacz już Mamusiu – uspokajał matkę – teraz będziemy mięli co jeść, będziemy tez mięli pieniądze i złoto. – mówiąc to pokazał jej czarną kurę, która spokojnie chodziła sobie pod oknem.
– Ach, skąd weźmiemy pieniądze i złoto, syneczku – westchnęła matka. – Popędziłeś naszą krowę na targ i dostałeś za nią jedno ziarnko fasoli. Jeśli teraz sprzedamy kurę, dostaniesz za nią co najwyżej pół ziarnka fasoli.
– Wcale nie myślę o tym, żeby pozbywać się naszej kury – odrzekł chłopiec wesoło.
Przyniósł ją też zaraz do domu i postawił na stole. Pogłaskał czarne pióra ptaka i rzekł:
– Znieś jajko.
Kura, jak na zawołanie, zniosła dla chłopca złote jajko. Matka aż usta otworzyła ze zdumienia.
A czarna kura musiała tak długo znosić złote jajka, dopóki nie było ich dość na to, żeby zbudować nowy dom i postawić stodołę, kupić bydło do obórki a także wiele pięknych nowych ubrań.
Od tego czasu Jaś całymi dniami grywał na skrzypcach, a matka przysłuchiwała się jego grze.
A jeśli ktoś z Was nie wierzy, niech sam tam pójdzie i zapyta.

11 czerwca 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Jacob i Wilhelm Grimm - "Kryształowa kula" - czytanki.pl
Bajki i baśnie

Kryształowa kula

by Katarzyna Jerzykowska 11 czerwca 2016

Jacob i Wilhelm Grimm

Kryształowa kula

Pewna wróżka miała trzech synów, którzy kochali się bardzo; ale matka nie ufała im i obawiała się, że chcą oni odebrać jej moc czarodziejską. Zamieniła więc najstarszego że chcą oni odebrać jej moc czarodziejską. Zamieniła więc najstarszego w orła, musiał on mieszkać na skale wysokiej, a czasami tylko widać go było, jak krążył po niebie. Średniego zamieniła w wieloryba, musiał on żyć w morzu głębokim i tylko niekiedy wypływał na powierzchnię i wyrzucał w górę ogromne słupy wody. Obaj oni tylko na dwie godziny dziennie odzyskiwali postać ludzką. Najmłodszy zaś z braci w obawie, aby matka nie zamieniła go także w jakieś zwierzę, w niedźwiedzia czy wilka, uciekł potajemnie z domu.
Podczas swojej wędrówki dowiedział się młodzieniec, że w zamku Złotego Słońca mieszka zaczarowana królewna, którą ten tylko może zbawić, co życie swe położy na szali. Już dwudziestu trzech śmiałków zginęło, chcąc zbawić królewnę, a jeszcze tylko jednemu wolno było poważyć się na to. A że serce młodzieńca nie znało trwogi, postanowił on odszukać zamek Złotego Słońca.

Długo wędrował po świecie, ale nie mógł go znaleźć, aż wreszcie przybył do wielkiego boru i nie wiedział, jak się z niego wydostać. Wtem ujrzał w dali dwóch olbrzymów, którzy kiwali nań ręką, a kiedy się do nich zbliżył, rzekli:
– Spieramy się o ten kapelusz, do kogo ma należeć, a że jesteśmy jednakowo silni, więc żaden nie może pokonać drugiego. Mali ludzie są mądrzejsi od nas, chcemy więc zdać się na twój sąd.
– Jak możecie się spierać o stary kapelusz? – zapytał młodzieniec.
– O! – odparli olbrzymi – to nie jest zwykły kapelusz, ma on tę właściwość, że kto go włoży, w jednej chwili znajdzie się tam, gdzie zapragnie.
– Dajcie mi więc ten kapelusz – rzekł młodzieniec – a ja stanę tam daleko. Wy zaś pobiegniecie do mnie: który będzie pierwszy, ten go dostanie.
Po czym włożył kapelusz i poszedł naprzód, ale rozmyślał ciągle o królewnie i zapomniał wnet o olbrzymach. W pewnej chwili westchnął:
– O, gdybym był na zamku Złotego Słońca!
Zaledwie wyrzekł te słowa, znalazł się na wysokiej górze, przed wrotami zamku.

Przeszedł przez wszystkie komnaty, aż wreszcie w ostatniej znalazł królewnę. Ale jakże się przeraził, gdy ją ujrzał! Miała ona twarz ziemistą, pokrytą zmarszczkami, oczy zaropiałe, a włosy czerwone.
– Czy ty jesteś księżniczką, której piękność sławi cały świat? – zawołał.
– Ach – odparła księżniczka – nie jest to moja prawdziwa postać, ale oczy ludzkie mogą mnie oglądać w tej tylko postaci. Abyś jednak wiedział, jak wyglądam rzeczywiście, spójrz w to lusterko, ono nie da się oszukać i ukaże ci prawdziwe moje oblicze.
I podała mu lusterko, a młodzieniec ujrzał w nim odbicie najpiękniejszej dziewicy, jaka żyła kiedykolwiek na świecie. Po jej policzkach spływały łzy smutku.
Wówczas zawołał:
– Jak można cię wybawić? Nie odstraszy mnie żadne niebezpieczeństwo!
Królewna zaś rzekła:
– Jestem zaklęta przez czarnoksiężnika, a kto by zdobył kryształową kulę i pokazał ją czarnoksiężnikowi, złamie przez to jego moc i wybawi mnie, a wówczas powrócę do swej dawnej postaci. Ach – dodała – niejeden młodzieniec stracił już życie, chcąc mnie wybawić i dlatego żal mi ciebie, piękny młodzieńcze!
– Nic mnie nie powstrzyma – odparł młodzieniec – powiedz mi tylko, co mam czynić.
– Powiem ci wszystko – rzekła królewna. – Gdy zejdziesz z tej góry, ujrzysz u jej podnóża, nad źródłem, wielkiego tura, z którym musisz walczyć. A jeśli uda ci się zabić go, wówczas wyleci z niego ognisty ptak, a w tym ptaku jest płomienne jajko, a w tym jajku kryształowa kula. Ale ptak nie upuści jajka, póki go do tego nie zmusisz, jeśli zaś jajko upadnie na ziemię, to wznieci ogromny ogień, spali wszystko dookoła, a i jajko samo wraz z kryształową kulą stopi się od żaru, twój trud zaś będzie daremny.

Młodzieniec zszedł na dół do źródła i starł się z turem. Po długiej walce udało mu się wreszcie wbić miecz w serce zwierza. W tejże chwili z ciała jego wyfrunął ognisty ptak i wzbił się w górę, ale brat młodzieńca, orzeł, który szybował właśnie wśród chmur, natarł nań z góry, zagnał nad morze i zmusił do upuszczenia jajka. Lecz jajko nie spadło do wody, a na chatkę rybacką, stojącą nad brzegiem. Chatka zapaliła się natychmiast, ale wieloryb, drugi brat młodzieńca, nadpłynął szybko i wyrzucił w górę strumień wody, który ugasił ogień. Młodzieniec odszukał natychmiast jajko, które na szczęście nie stopiło się jeszcze, a tylko skorupka popękała na nim wskutek gwałtownego oziębienia przez wodę, mógł więc z łatwością wydobyć z niego kryształową kulę.

Gdy młodzieniec udał się do czarnoksiężnika i pokazał mu kryształową kulę, ten rzekł:
– Moc moja jest zniweczona, a ty jesteś teraz królem zamku Złotego Słońca. Także braciom swym możesz teraz przywrócić ludzką postać.
Pośpieszył więc młodzieniec do królewny, która wyszła mu naprzeciw w całym blasku piękności, i oboje z radości natychmiast zaręczyli się.

11 czerwca 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Maria Konopnicka - "Szkolne Przygody Pimpusia Sadełko" - czytanki.pl
Bajki i baśnie

Szkolne Przygody Pimpusia Sadełko

by Katarzyna Jerzykowska 11 czerwca 2016

Maria Konopnicka

Szkolne Przygody Pimpusia Sadełko

SZKOŁA

Szkoła pani Matusowej
głośne w świecie ma przymioty,
uczęszczają do niej wszystkie
dobrze wychowane koty.
Już to sam nieboszczyk Matus
był wybornym pedagogiem
i prowadził przez lat wiele
znaną pensję „Pod Batogiem”
Kot to był uczony wielce:
a siadywał na zapiecku,
pomrukując sobie z cicha
po łacinie i po grecku.
Osierocił wszakże szkołę
i zostawił żonę wdowę,
gospodarną, zabiegliwą,
jejmość panią Matusową.
Szkoła dalej szła swym trybem,
tylko znak jej „Pod Batogiem”
usunięty został ze drzwi,
a zrobiony: „Kot z Pierogiem”
Łatwo pojąć, jak ta zmiana
rozszerzyła pensji sławę,
młode kotki na naukę
biegły jakby na zabawę.
Jedna matka synka wiodła,
druga swą córeczkę małą
byle każde z pensji godła
choć kruszynkę skorzystało.
Nic milszego bowiem dziatki,
jak kot pięknie wychowany,
taki, jak go tu widzicie,
nad miseczką od śmietany.

SZCZĘŚCIE RODZINNE
Żyli sobie wtedy w mieście,
imci państwo Sadełkowie,
którzy mieli jedynaka,
cudo – kotka, co się zowie!
„PIMPUŚ” było mu na imię,
skóra szara w żółte łaty.
Cały dzień na rękach siedział
to u mamy, to u taty.
Rano, wieczór pan Sadełko
jedynaka brał pod boki,
mile sobie przyśpiewując
wyprawiali różne skoki.
A pieścili, a chuchali,
a broń Boże do roboty!
Zawsze tylko: „Mój ty skarbie!
Mój ty srebrny! Mój ty złoty!”
O, nic nie ma piękniejszego
nad rodzinne, błogie życie!
Słodycz jego i rozkosze
na obrazku tym widzicie.
Szybko biegną miłe chwile.
Czas przemija lotem ptaka…
Nie ma rady! Trzeba zacząć
wychowanie jedynaka.
Pimpuś wyrósł jak na drożdżach,
ale w głowie – same psoty.
W jego wieku dawno siedzą
nad książkami inne koty.
Tak więc państwo Sadełkowie
rozstają się z dzieckiem drogim
i oddają we łzach synka
na naukę „Pod Pierogiem”

LEKCJA TAŃCA
Ledwie Pimpuś wszedł do szkoły,
wnet usłyszał skoczne dźwięki,
właśnie brały lekcję tańca
i panicze, i panienki.
Pierwszy Filuś, z białym gorsem
wdzięcznie ujął się pod boki
i podniósłszy lewą nóżkę
śmiało daje sus szeroki.
Przy nim śliczna Kizia – Mizia
w żółtej szarfie, w wielkiej kryzie,
w sukieneczce tańczy białej…
Czy widzicie Kizię – Mizię?
Za nią hasa Łupiskórka,
tancerz znany z swej ochoty,
celujący uczeń szkoły,
co wyprzedził wszystkie koty.
Dalej Lizuś i Trojaczek
trzymają się za pazurki,
naśladując żwawo skoki
wybornego Łupiskórki.
Z uwielbieniem i zazdrością
patrzy na to Pimpuś z dala.
Rad by także ciąć hołubce,
lecz brak stroju nie pozwala.
Wnet też pani Matusowa
wstążkę wiąże mu u głowy
i u pasa zręcznie spina
półgarnitur nankinowy.
Miauknął Pimpuś zachwycony
tak przedziwną toaletą
i do tańca zaraz staje
z piękną panną Sofinetą.
Sofinetka z wdziękiem, wodzi
spuszczonymi w dół oczyma,
a że jeszcze jest nieduża,
więc łapeczkę w buzi trzyma.
Pimpuś omal z garnituru
i ze skóry nie wyskoczy;
przy muzyce idzie kociej
do wieczora bal ochoczy.
Kot nie może być niezgrabnym
jakby niedźwiedź jaki bury…
Gdyby ruszyć się nie umiał,
któż by łowił myszy, szczury?

ROZSTANIE
Uściskany, opłakany,
na progu, i za progiem,
został Pimpuś pensjonarzem
sławnej szkoły „Pod Pierogiem”
Zrazu żal mu nieco było
żegnać tatę, żegnać mamę;
popłakiwał nawet sobie,
gdy zamknięto za nim bramę.
Lecz się wkrótce rozweselił,
na wysokim siadłszy stołku,
gdy zobaczył pełen talerz
smakołyków na podołku.
Mama – kotka mu kupiła,
tato – biczyk i piłeczkę,
więc choć łza się zakręciła,
to, ot, tylko tak… troszeczkę.
Ale państwo Sadełkowie,
ni utulić się nie mogą
i miłego jedynaka
opłakują idąc drogą.
Już im z oczu znika szkoła
z ogrodzeniem swym zielonym,
a to on, to ona staje,
by zamachać choć ogonem.
Tak ów żeglarz, gdy na łodzi
Od miłego brzegu płynie,
Chustką na znak wieje białą
Przyjaciołom i rodzinie.
O, nie wiedzą tego dziatki,
jaka po nich pustka głucha,
gdy do próżnej wszedłszy chatki,
matka staje, patrzy, słucha…
Słucha wiatru, co przelata,
Po szerokim wiejąc świecie…
Czy jej wieści nie przynosi?
Czy nie tęskni miłe dziecię?
Późno w nocy siedzi, duma
na samotnej chaty progu,
aż w opiekę odda świętą
oddalone dziecię Bogu.

MARSZ Z KUCHNI
Zjadłszy swoje specyjały
oblizał się nasz kocina
i rzekł: „Jakoś ta nauka
wcale nieźle się zaczyna.
Chwalić Boga, że rodzice
do takiej mnie dali szkoły,
gdzie prócz tańca i jedzenia
obce inne są mozoły.
Muszę tylko do spiżarni
i do kuchni poznać drogę,
a najpierwszym uczniem w szkole,
na mój honor, zostać mogę!”
Jakoż dobrał sobie Pimpuś
kompanijkę tęgich kotów
i wyprawił się do kuchni
na naukę dalszą gotów.
Biegną jeden przez drugiego
i dalejże do kucharki:
„A, dzień dobry, pani Piętka!
Przyszliśmy tu zajrzeć w garnki!”
Pani Piętka z wałkiem stała
przy stolnicy pełnej ciasta.
A była to popędliwa
i niemłoda już niewiasta.
Jak zobaczy owe koty,
jak nie krzyknie na nich z góry:
„A, leniuchy! A, niecnoty!
A marsz z kuchni w mysie dziury!”
Jaki taki, bliższy proga,
umknął zręcznie przed pogonią,
a zaś reszta się spotkała
z pani Piętki twardą dłonią.
Płacze Kizia, Sofinetka,
płacze Pimpuś nasz uczony.
I ze wstydem się wynoszą
pospuszczawszy w dół ogony.

KATASTROFA
Trudno sobie wyobrazić
coś milszego od tej sali,
w której malcy z „Pod Pieroga”
obiad co dzień zajadali.
Okno było tam weneckie,
co na ogród się odmyka,
książek pełno, a na ścianie
portret męża nieboszczyka.
A pośrodku stół ogromny,
osiem nakryć na nim leży,
przy nim stoi wielki fotel
i krzesełka dla młodzieży.
Dobra pani Matusowa
na fotelu zwykle siada
białym czepcu, w okularach
i paniątkom jeść nakłada.
A ze ściany mąż nieboszczyk
na siedzących patrzy z dala
i wąsami, zda się, rusza,
zda się, grozi lub pochwala.
O, niejeden już tam przeszedł
obiad smaczny i wesoły,
kiedy Pimpuś, nasz bohater,
„Pod Pierogiem” wszedł do szkoły.
Serce mocno mu zabiło,
gdy zobaczył wielką salę;
a miał właśnie żółtą kurtkę
i wyglądał doskonale.
„No, siadajcie, drogie dzieci! –
rzecze pani Matusowa.
Tylko cicho się sprawiajcie,
bo mnie dzisiaj boli głowa”
Siadły kotki, milcząc jedzą,
ten, to ów języczkiem chłepcze,
a tak cicho, że dosłyszy,
co tam w kątku myszka szepcze.
Ale Pimpuś ten miał zwyczaj,
że kołysał się na stołku.
Raz i drugi rzecze pani:
„Przestań, proszę, mój aniołku!”
Pimpuś zerka na nią z boku,
potem chwilkę siedzi cicho,
aż znów bujać się zaczyna,
tak go kusi jakieś licho.
Trącają go łokciem kotki,
że to brzydko, że nieładnie…
„A przestańże! – woła pani.
Bo ci jeszcze stołek padnie!”
Ledwie słów tych domówiła,
Rrrrym!… jak długi Pimpuś leży,
za nim obrus, za obrusem
grad miseczek i talerzy…
Korzystają z chwili koty,
gwałt się robi niesłychany…
Groźnie patrzy mąż nieboszczyk
i wąsami rusza z ściany…
Pimpuś, w obrus owinięty,
z miejsca ruszyć się nie może,
co się dźwignie, to ze stołu
lecą za nim łyżki, noże…
Lizuś chwyta kubek z miodem.
Łupiskórka mu wydziera.
Filuś cały na stół włazi
i łapkami sos wybiera.
Pani iskry lecą z oczu,
nie wie, co w tym robić piekle…
Kizia drze się wniebogłosy,
a Trojaczek miauczy wściekle.
Jedna tylko Sofinetka
z śmiechem rzecze: „Już powiadam,
że najgorsze te chłopaki
z całej szkoły, proszę Madam!”
I spokojnie, jak przystało
dla uczącej się panienki,
siedzi sobie, tylko ogon
jej wygląda spod sukienki.
Jedno drapie, drugie bije,
pełno krzyku, pisku, wrzasku,
trudno nawet opowiedzieć
i przedstawić na obrazku.

BIJATYKA
Po wieczerzy do łóżeczek
cała poszła spać drużyna;
ale z Filem psotnik Pimpuś
bijatykę rozpoczyna.
Spadła kołdra i pierzynka,
lecą jaśki w różne strony,
Filuś upadł na podłogę,
poduszeczką przywalony.
Reszta kotków, hyc!… na ziemię
i do figlów… hejże dalej!
Pościągali prześcieradła,
całą pościel pościągali.
Wtem ze świecą wchodzi pani..
„Co za rwetes? Co za krzyki?
A do łóżka! Spać mi zaraz!
No, czekajcie, swawolniki!…
Jak tam poszła cała sprawa,
jak się wszystko to skończyło,
o tym nawet, drogie dzieci,
i wspominać mi nie miło.
Tyle tylko wam opowiem,
że nazajutrz przez dzień cały
kotki wody nanosiły,
prześcieradła prać musiały.
A największy figlarz, Pimpuś,
bez mundurka dla pokuty,
od samego musiał rana
wszystkim kotkom czyścić buty.

PIMPUŚ BUTY CZYŚCI
G ł o s
Gdzie te nóżki chodziły,
co te butki zrosiły?
C h ó r
A, mój miły panie,
chodziły po łanie
A na łanie stoi rosa
w majowe zaranie!
G ł o s
Gdzie te nóżki chodziły,
co te butki zrosiły?
C h ó r
Chodziły po łące,
goniły zające.
A na łące trawka młoda
i kwiatki pachnące!
G ł o s
Gdzie te nóżki chodziły,
co te butki zrosiły?
C h ó r
Chodziły na pole,
na tę czarną rolę,
deptały tam krasne maczki
i modre kąkole!

LIST
Usiadł Pimpuś z piórem w łapce,
chcąc rodzicom donieść w liście
o żałosnych swych przygodach,
i tak pisze zamaszyście:
„Droga Mamo! Drogi Tato!
Bardzo mi tu źle jest w szkole
Jeżeli mnie Tato kocha,
to do domu wrócić wolę!
Jeść tu dają bardzo mało,
dokazywać – ani trocha,
proszę przysłać mi ciasteczek,
jeżeli mnie Mamcia kocha!
Mało serce mi nie pęknie,
że się muszę żegnać z Wami!
Kochający Pimpuś” Tu się
nasz kocina zalał łzami.
I niewiele myśląc włazi
w trzewik męża nieboszczyka
i wspomniawszy dom rodzinny
gorzko płacząc, łzy połyka.

W NOSKA
O wy, latka młodociane!
O dziecięcy wieku błogi!
Jakie krótkie są twe żale,
twoje smutki, twoje trwogi!
Nie tak szybko w letni ranek
srebrna rosa schnie na kwiecie,
jak te łezki brylantowe
w modrych oczach twoich, dziecię!
I nie z takim chmurkę w maju
rozdmuchuje wiatr pośpiechem,
jak na liczku twym rumianym
znika smutek przed uśmiechem.
Chwilki życia na twym niebie
złotą mienią się obręczą.
Dusza twoja to obłoczek
malowany śliczną tęczą!
Tak i kotki z „Pod Pieroga”
dnia trzeciego zapomniały
o tej burzy, co wieczorem
szkolny gmach wstrząsnęła cały.
Jako znika cień o wschodzie,
tak zniknęła w sercach troska,
a prześliczna Kizia – Mizia
grę prowadzi, zwaną „w noska”
Gra ta, bardzo znakomita,
na tym, dziatki me, polega,
że się kotek kotka chwyta
i po całym domu biega.
Chwytać trzeba za obróżkę,
a kto jej na szyi nie ma,
tego się za nosek bierze
i w pazurkach mocno trzyma.

PIMPUŚ ŚMIAŁEK
Już dawno mówią o tym:
„Żyją z sobą jak pies z kotem”
Ale Pimpuś nie dowierzał
i przymierzał.
Skoro tylko psa gdzie zoczy,
to podejdzie, to uskoczy,
ale z drogi mu nie schodzi
pan dobrodziej!
Jeden, drugi kundys krzepki
ani dbał o te zaczepki;
psu nie honor bić się z kotem.
Co mu po tym?
Przestrzegały inne koty:
„Porzuć, Pimpuś, swoje psoty,
bo się kiedy tak zahaczysz,
że… zobaczysz!”
Ale Pimpuś, harda sztuka,
z psami wciąż zaczepki szuka
i po nosie – trzep ich z boku…
Psy… już w skoku!
Już dobrały się do skóry…
„Aj, aj! – wrzeszczy Pimpuś – Gbury!
Toż od takiej znajomości
bolą kości!…”
A psy na to: „To nauka!
Znajdzie guza, kto go szuka…
A za taką awanturę biorą
w skórę!”

POSTANOWIENIE
W nocy lament… Co takiego?
A to Pimpuś miauczy srodze.
Kawał futra brak na grzbiecie,
po psich zębach znak na nodze…
Wstaje pani Matusowa:
kataplazmy, szarpie, plastry…
„Ach, już nigdy – stękał Pimpuś
– nie zaczepię psiej hałastry”
Całą noc biegały koty,
ten z miseczką, ten ze świecą…
aż nad ranem ledwo Pimpuś
obwiązany usnął nieco.
Długie potem przyszły chwile
rozmyślania i niemocy.
Nieraz Pimpuś i zapłakał
w swym łóżeczku siedząc w nocy.
„Ach! Cóżem ja, nieszczęśliwy,
najlepszego zrobił w świecie!
Jakże teraz się rodzicom
pokażę z tą łatą w grzbiecie!…
Ach! Czekają oni ze mnie
i pociechy, i podpory…
A ja, próżniak niegodziwy,
cóżem zrobił do tej pory?
Drogi Tato! Droga Mamo!
Miły domku mój rodzinny!
Już ja teraz się poprawię
i zupełnie będę inny!
Przebacz, przebacz, drogi Tato!
Błogosław mi, Mamo droga!
Wasz jedynak teraz będzie
Pierwszym uczniem z „Pod Pieroga”!
Czy dotrzyma Pimpuś słowa,
o to ja się już nie boję!
Któż by ojca, matkę drogą
chciał zasmucić, dziatki moje?[pb_builder]

11 czerwca 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Beatrix Potter - "Dwie niegrzeczne myszy" - czytanki.pl
InnePolskieWiersze i wierszyki

Dwie niegrzeczne myszy

by Katarzyna Jerzykowska 5 czerwca 2016

Beatrix Potter

Dwie niegrzeczne myszy

Aniołek fiołek róża bez,
konwalia balia wściekły pies.

Pałka, zapałka, dwa kije,
kto się nie schowa, ten kryje!

Ene due rabe, bocian połknął żabę
a żaba Chińczyka, co z tego wynika?

Ene due rike fake,
torba borba ósme smake.
Eus deus kosmateus,
i morele baks.

Triumf,triumf misia bela.
Misia Kasia konfacela.
Misia a, misia be,
Misia Kasia, konface.

Entliczek – pentliczek,
czerwony stoliczek,
na kogo wypadnie,
na tego – bęc!

Chodzi lisek koło drogi,
nie ma ręki ani nogi,
trzeba lisa pożałować,
chleba z masłem podarować.

5 czerwca 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Beatrix Potter - "Dwie niegrzeczne myszy" - czytanki.pl
Bajki i baśnie

Dwie niegrzeczne myszy

by Katarzyna Jerzykowska 5 czerwca 2016

Beatrix Potter

Dwie niegrzeczne myszy

Był raz sobie bardzo piękny dom dla lalek; cały z czerwonej cegły, miał białe okna, prawdziwe, muślinowe firanki, drzwi frontowe i komin. Należał on do dwóch lalek, Lucyndy i Janki, a w każdym razie na pewno do Lucyndy. Janka była kucharką; ale nigdy niczego nie przyrządzała, bo w pudełku pełnym wiórków czekał już gotowy, kupiony obiad. Składał się on z dwóch czerwonych homarów, szynki, ryby, budyniu oraz kilku gruszek i pomarańcz. Nie można było ich wprawdzie zdjąć z talerzy, ale były nadzwyczaj piękne.
Pewnego dnia Lucynda i Janka wybrały się wózeczkiem na przejażdżkę. W pokoju dziecinnym zrobiło się cicho i pusto.
Naraz dało się słyszeć nieznaczne szuranie i skrobanie w kącie opodal kominka, tam gdzie pod listwą podłogi była dziura. Wścibek na chwilę wystawił łepek, po czym znów go schował. Wścibek był myszą. W chwilę potem Gryzikruszka, jego żona, wystawiła łepek, a kiedy zobaczyła, że w pokoju dziecinnym nikogo nie ma, odważyła się wyjść zza skrzyni na węgiel. Dom lalek stał po drugiej stronie kominka. Wścibek i Gryzikruszka chyłkiem przemknęli po dywanie. Pchnęli frontowe drzwi domku – nie były mocno zamknięte. Wścibek i Gryzikruszka weszli na górę po schodach i zajrzeli do jadalni. Aż pisnęli z radości! Ach jak rozkoszny obiad postawiono na stole! A do tego były tam cynowe łyżki, ołowiane noże i widelce i dwa malutkie krzesła – wszystko w sam raz!
Nie czekając, Wścibek wziął się do krojenia szynki. Była piękna, lśniąco żółta, w czerwone paski. Nóż wygiął się i skaleczył go w palec. Wścibek włożył palec do pyszczka.
– Nie dość dobrze ugotowana; jest twarda. Spróbuj ty, Gryzikruszko.
Gryzikruszka stanęła na swym krześle i zamierzyła się na szynkę innym ołowianym nożem.
– Jest twarda jak kamień – orzekła.
Szynka odłupała się raptem od talerza i potoczyła pod stół.
– Zostaw ją – rzekł Wścibek – Podaj mi rybę Gryzikruszko!
Gryzikruszka próbowała zdjąć rybę z półmiska, lecz ta nie dawała za wygraną. Nie pomogły cynowe łyżeczki. Wtedy Wścibek stracił cierpliwość. Położył szynkę na środku pokoju i walił w nią to szczypcami, to łopatą – bum, bum, trach, trach! Szynka rozleciała się na kawałki. Pod lśniącą farbą, zrobiona była po prostu z gipsu!
Nie było końca złości i rozczarowaniu. Wścibek i Gryzikruszka pokruszyli budyń, homary, gruszki i pomarańcze. Ponieważ ryby nie można było zdjąć z półmiska, wsadzili ją w kuchni do ognia, zrobionego z czerwonej, marszczonej bibułki; lecz ryba się nie paliła. Wścibek wspiął się kuchennym kominem i wyjrzał – nie było tam sadzy.
Gdy Wścibek był w kominie, Gryzikruszka przeżyła jeszcze jedno rozczarowanie. Znalazła na kredensie kilka cynowych puszek z naklejkami: – Ryż, Kawa, Mąka – a kiedy odwróciła je dnem do góry wysypały się z nich tylko czerwone i niebieskie paciorki.
Wtedy myszy zaczęły psocić, jak tylko mogły – szczególnie Wścibek. Wyjął ubrania Janki z komody w jej sypialni i wyrzucił je przez okno z najwyższego piętra. Gryzikruszka miała praktyczną naturę. Gdy już wypuściła połowę puchu z poduszki Lucyndy, przypomniała sobie, że zawsze chciała sypiać w puchowym łożu. Za pomocą Wścibka staszczyła poduszkę schodami w dół, a potem przeciągnęła ją po dywanie. Trudno było wcisnąć poduszkę do mysiej dziury; ale jakoś się uporali. Następnie Gryzikruszka wróciła po krzesło, biblioteczkę, klatkę dla ptaków i sporo różnych drobiazgów. Biblioteczka i klatka dla ptaków nie chciały się zmieścić w mysiej dziurze. Gryzikruszka zostawiła je za skrzynką na węgiel i zaczęła taszczyć kołyskę. Gryzikruszka wracała właśnie z kolejnym krzesłem, gdy nagle dały się słyszeć głosy na półpiętrze. Myszy pognały z powrotem do swojej dziury, a w pokoju dziecinnym pojawiły się lalki.

Cóż za widok okazał się oczom Janki i Lucyndy! Lucynda opadła na wywrócony piec kuchenny i wytrzeszczała oczy; a Janka – z zamarłym uśmiechem, oparła się o kuchenny kredens – lecz żadna z nich nie uczyniła najmniejszej uwagi. Biblioteczka i klatka dla ptaków zostały wydobyte zza skrzynki na węgiel – ale kołyska i kilka ubranek Lucyndy zostały u Gryzikruszki. Nie mówiąc o garnkach, rondlach i innych rzeczach.
Dziewczynka, do której należał dom dla lalek, rzekła:
– Wolałabym lalkę w stroju policjanta!
Ale niania powiedziała:
– Nastawię łapkę na myszy!

Oto cała historia dwóch niegrzecznych myszy, – lecz nie były one aż tak bardzo, bardzo nieznośne. A do tego Wścibek zapłacił za wszystko co popsuł. Znalazł on pod dywanikiem pogiętą monetę; w Wigilię Bożego Narodzenia wraz z Gryzikruszką włożyli pieniążek do jednej z pończoch Lucyndy i Janki.
A każdego ranka, bardzo wcześnie – zanim ktokolwiek się obudzi – Gryzikruszka zjawia się ze śmietniczką i miotłą, by pozamiatać w domu lalek.

5 czerwca 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Hansa Christiana Andersena - "Dzielny żołnierz cynowy" - czytanki.pl
Bajki i baśnie

Dzielny żołnierz cynowy

by Katarzyna Jerzykowska 5 czerwca 2016

Hansa Christiana Andersena

Dzielny żołnierz cynowy

Dawno temu było sobie dwudziestu pięciu braci. Ale nie byli to tacy zwyczajni bracia! Wszyscy byli bowiem cynowymi żołnierzami, odlanymi z tej samej łyżki. Mieli czerwono- niebieskie mundury, karabiny oraz twarze dzielnie zwrócone w kierunku wroga – jednym słowem prezentowali się wspaniale! Jeden z nich tylko nieznacznie różnił się od pozostałych, w ten sposób, że brakowało mu jednej nogi. Ale to właśnie jego spotkały najdziwniejsze przygody. Posłuchajcie, jak to się stało!
Pewien mały chłopiec otrzymał dwudziestu pięciu cynowych żołnierzy, starannie zapakowanych do pudełka i niezwykle się ucieszył. Od razu ułożył ich w szyku bojowym, a później rozstawił im na blacie stołu prawdziwy świat. Stanął tam papierowy zamek, powstało jeziorko z niewielkiego lustra i woskowe łabędzie. Ale to nie wszystko. Wśród tych cudów stanęła prześliczna panienka, tancerka wycięta z papieru. Jej rączki uniesione były w górę, podobnie jak jedna z nóżek. Wyglądało to, jakby miała tylko jedną nogę i tak też pomyślał żołnierz cynowy, gdy tylko ją zobaczył. Ucieszył się, że i ona doświadczona została w ten sposób i rozmarzył się: ,,Ach, jaka idealna żona byłaby z niej dla mnie.. Jaka szkoda, że to wielka pani, która mieszka w pałacu, a ja jestem tylko biednym żołnierzem z pudełka.” Mimo tych myśli, żołnierz postanowił poznać piękną tancerkę. Tak długo stał na baczność w ukryciu, przyglądając się swej wybrance, aż nadeszła noc i wszystkich pozostałych dwudziestu czterech żołnierzy ułożono w pudełku. Kiedy ludzie poszli spać, a wszystkie zabawki ożyły, cynowi żołnierze zaczęli strasznie wiercić się w swoim pudełku, bo chcieli wziąć udział w zabawie. Pukali we wieczko, a dziadek do orzechów skakał i wycinał koziołki. Rysik biegał wesoło i nagle zrobił się okropny hałas, bo jeszcze kanarek zaczął śpiewać swoje poematy! Tylko żołnierz bez nogi pozostał bez ruchu w swojej kryjówce i patrzył na tancerkę.
Gdy nastał ranek i dzieci się pobudziły, któreś z nich znalazło żołnierza w jego kryjówce za tabakierką i położyło go w otwartym oknie. Okno jednak zatrzasnęło się, pewnie wskutek przeciągu i żołnierz spadł z trzeciego piętra prosto na głowę! Służąca wraz z chłopcem natychmiast pobiegli na dół poszukać nieszczęsnego żołnierza, ale niestety nie udało im się go znaleźć. Musieli ponadto szybko wracać do domu, bo nagle z nieba spadł ulewny deszcz. Gdy się nieco wypogodziło, nadbiegło dwóch łobuzów, a widząc leżącego na ulicy żołnierza, zawołali: ,,O, żołnierz cynowy! Na pewno ma ochotę popływać!”, po czym zrobili z kawałka gazety łódkę, włożyli do niej żołnierza i puścili łódkę po ulicznym ścieku. Żołnierz mknął wśród fal, a łobuzy biegły po dwóch stronach tej rzeki i śmiali się: ,,Pokaż paszport, pokaż paszport!” Żołnierz zdążył pomyśleć tylko: ,,Ojej, co teraz będzie?”, gdy prąd porwał go do głównego kanału. I chociaż łódeczka mknęła jak strzała, a wokół panowały straszne ciemności, żołnierz nawet powieką nie mrugnął, taki był dzielny i opanowany.
W pewnej chwili większa fala zalała zupełnie papierową łódkę, która nasiąknięta wodą, opadła na dno, a żołnierz razem z nią. Już w myślach pożegnał się z życiem, wspominając po raz ostatni piękną tancerkę, gdy wielka ryba połknęła żołnierza. Ryba jednak została złowiona przez rybaków, sprzedana i zaniesiona do kuchni, gdzie rozkrojono ją ogromnym nożem. Zdziwiony kucharz wykrzyknął: ,,Żołnierz cynowy!” i wszyscy zbiegli się, by zobaczyć, czy to możliwe, by w brzuchu ryby znajdowała się zabawka. Jeszcze bardziej zaskoczony był sam żołnierz, który zobaczył naokoło siebie znajome twarze i sprzęty – okazało się bowiem, że trafił do tego samego domu, w którym niegdyś mieszkał. Bardzo się wzruszył, bo trafił na stół z pałacem, przed którym stała papierowa tancerka. Patrzyli na siebie, ale nie mówili nic. I nagle… jeden z chłopców, bez wyraźnego powodu, chwycił żołnierza i rzucił go prosto do pieca.
Płomienie szybko chwyciły go w swoje szpony, ale żołnierz nie wiedział, czy to one go tak palą, czy gorąca miłość, jaką czuł w swoim sercu! I nagle – powiew z pieca porwał śliczną papierową panienkę i rzucił ja wprost do ognia. Nawet sekundy nie paliła się tancerka, błysnęła tylko i zgasła. Żołnierz gdy to ujrzał, stopniał do reszty. A nazajutrz służąca znalazła w popiele małe cynowe serduszko, które pozostało po przygodach i miłości żołnierzyka.

5 czerwca 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Maria Konopnicka - "O Janku Wędrowniczku" - czytanki.pl
Bajki i baśnie

O Janku Wędrowniczku

by Katarzyna Jerzykowska 5 czerwca 2016

Maria Konopnicka

O Janku Wędrowniczku

Chcecie poznać się z chłopczykiem,
Jankiem, wielkim podróżnikiem,
Co zwędrował ziemie, wody,
I przeróżne miał przygody?
No, to patrzcie co za mina,
Bo już powieść się zaczyna!

Janeczkowi, choć tak mały,
Dziwnie ciasne się zdawały
Bielonego domku ściany,
Dziwnie niski dach słomiany.,
Więc pomyślał:
„Wiem, co zrobię!
Podróżnikiem będę sobie!

Het, precz wszystko wkoło zwiedzę,
Przejdę nawet aż za miedzę,
Aż za wielkie te topole,,
Aż za rzeczkę, het, przez pole,,
Tam, gdzie ziemia tyka nieba!…,
Tylko wezmę z masłem chleba.”

II. NA BOCIANIE.

No, i poszedł! Stał nad rzeką
Domek Janka niedaleko,
A że zwykle do podróży
Jest potrzebny statek duży,
O czem łatwo z Robinsona
Każdy kto chce się przekona,
Więc skierował Janek kroki
Na brzeg stromy i wysoki.
,
Tutaj wszakże niespodzianie
Osobliwsze miał spotkanie.
Z boćkiem w własnej swej osobie,
Który trzymał kiełbia w dziobie.
Janek w prośby:
„Mój bocianie!
Gdzie okrętów tu dostanie?”

Bocian patrzy, aż po chwili
Rzecze:
„Jeśli mnie nie myli
Wzrok, bom zgubił okulary,
Brodząc wiosną przez moczary,
To my się już trochę znamy…
Bom panicza niósł do Mamy!
Więc to panicz tak już duży,
Że zamyśla o podróży?
Statków niema tu, ni łodzi,
Ale jeśli o to chodzi,
To po dawnej znajomości
Grzbietem służę jegomości.”
,
Tu zatrzepał w wielkie loty.
No, cóż było do roboty?
Janek skoczył, jak na konia,
I pomknęli het, nad błonia!

III. ZA PŁOTEM.

Szczerze powiem moje zdanie:
Licha podróż na bocianie!
Ledwie rzekę przelecieli,
Ledwie wioska się zabieli,
Ledwie żaby skrzekną w błocie,
Już ustaje bocian w locie,
I z klekotem w trawy spada:
— Popas tutaj! Niech pan zsiada! —
Bardzo jeszcze wielka łaska,
Jeśli dziobem choć zaklaska,
I ostrzeże pierwej o tem,
Że popasać chce nad błotem!
Bo gdzie żabie się niebodze
Zdarzy spotkać z nim na drodze,
To o jeźdźca ani pyta:
Prosto w moczar brnie, i kwita!
A cóż! Każdy ma gospodę:
Dom, kto dom; a bocian wodę.
Sprzykrzył Janek te reduty:
Mokre nogi, mokre buty,
Gdy więc bocian krąg zatoczył,
Puścił go się, z grzbietu skoczył,
I zmęczony długim lotem,
Za Kasinym stoi płotem.

IV. W SADZIE.

Nic wybornie tak nie służy,
Jak apetyt po podróży!
Kasia sama, dzięki Bogu!
Pełną miskę ma twarogu,
Ale choć nie wielkiej miary,
Zjeść zje tyle, co i stary.
A tu jeszcze jak umyślnie,
Kogut się do łyżki ciśnie,
I dziobiskiem łap z niej sera!

Tuż kokosza czarna gdera:
— „Cóż to? Będę jajka składać,
A nie będę sera jadać?
Ho! ho! Jajka chcesz, kochanie,
To daj sera na śniadanie!—
Toć ja muszę żywić dzieci!”
Za tą jedną druga leci…
Cała toczy się gromada…
— „Co to Kasia tak zajada?”

Widząc Janek, że nic z tego,
Szedł do sadu przydrożnego,
Gdzie z nim pani Marcinowa
Zgadała się we dwa słowa,
I z pełnego jabłek kosza
Dała wybrać trzy — bez grosza.

V. U OWIECZEK.

Po szczęśliwym tym popasie,
By nie tracić nic na czasie,
Idzie Janek, jedząc w drodze,
Smakują mu jabłka srodze.
Naraz słucha… Co za głosy?
Wstały mu na głowie włosy,
Bo wszak nieraz podróżnika
Kupa Indjan spotka dzika,
O czem także z Robinsona
Każdy łatwo się przekona.
A i to się przecież zdarza,
Iż wędrowca lew przeraża,
Tygrys, albo ryś zażarty…
W książkach o tem pełne karty!

Iść — czy wracać?… Zamknął oczy,
By nie widzieć jak zwierz skoczy.
Wtem, o losie niespodziany!
Poznał, że to są barany!
W Janku wnet odżyło serce,
Jedno jabłko dał pasterce,
Co na rękach własnych trzyma
Jagnię, które matki nie ma!

VI. NA SKALE.

— „O, jak cudnie z szczytu skały
Na świat boży patrzeć cały!
Na te pola, na te rzeki,
Na ten błękit gdzieś daleki,

Na te wzgórza siniejące,
Na promienne, złote słońce!
Na ptaszyny, co nad rzeką
Przelatują gdzieś daleko,
Na ten obłok, co po niebie
Za wietrzykiem się kolebie,
Na te kwiatki, na te zioła,
Co podnoszą ku mnie czoła!”
Tak nasz Janek myśli w duszy.
Wtem chrup! Gałąź się ukruszy,
Której trzymał się nieboże,
I już noskiem ziemię orze…

VII. DO MŁYNA.

Pożegnawszy grzecznie owce,
Pobiegł Janek przez manowce.
Nuż napotka tutaj wilka,
Albo nawet wilków kilka?

Ho! ho! Pewnie że nie stchórzy!
Trzeba mężnym być w podróży.
By więc dowieść, że junakiem,
Za przydrożnym skrył się krzakiem.

Siedzi, czeka. A nuż zbóje?
Pozabija i zakłuje!
Albo, gdyby go ścigali,
To ucieknie jak najdalej!

Siedzi, tentent słychać drogą!—
Zabiło mu serce trwogą.

Jakieś krzyki i wołania,
Pewno herszt swą bandę zgania!

Nasz bohater ledwie żyje!
Zamknął oczy, skurczył szyję.
Aż zebrawszy siły wreszcie,
Krzyknie: Łaski, panie herszcie!

Krzyk się odbił wielkiem echem,
Wtem ktoś głośnym parsknął śmiechem.
Ach, to Franek od Marcina,
Idzie z osłem swym do młyna!

Janek śmiechem sam wybucha,
Skacze na grzbiet kłapoucha.
I boki mu piętą ściska,
Krzycząc: „Jadę do zamczyska!”

VIII. U DRÓŻNIKA.

Grzeczny rycerz nie dba zgoła,
Choć mu guz wyskoczy z czoła.
A że w drodze siły trzeba,
Dobył Janek z torby chleba
I zajadał go ze smakiem,
By tym większym być junakiem.

Gdy dogryzał już ośródka,
Patrzy, stoi jakaś budka!
Dróżnik nie wiem gdzie się bawił,
Tylko pudla w niej zostawił.

Janek więc jak na komendę
Krzyknął: „Twierdzę tę zdobędę!
Wnet tu będzie wojna sroga,
Musi poddać się załoga!” —

Jeszcze chwila nie minęła,
A już spełnił wielkie dzieła:
Z bronią w łapie, w pełnej zbroi,
Pokonany pudel stoi,
Przed nim rycerz nasz bez trwogi,
Woła: „Baczność! Broń do nogi!”

IX. W WODZIE.

W Janku żądza się zapala,
Na małego wyjść kaprala,
Co to pobił wielkie ludy!
A wtem wrócił stróż do budy.

Jakże go mój pudel zoczy,
Jak nie szczeknie, jak nie skoczy!
Z takiem wojskiem niećwiczonem
Trudno być Napoleonem!

Tak skończyły się popisy!
Z stróżem przyszły dwa urwisy,
Stach i Józiek, obaj mali,
Więc się zaraz pokumali.

„Gdzie to panicz?” — „Podróż sobie
Dookoła świata robię!” —
Tak zakrzykną: — „O dla Boga!
To i nam tamtędy droga!

Pójdziem razem, bo tam bąki
Tną okrutnie, jak iść w łąki!” —
Idą, patrzą, łódź na stawie:
Dalej myśleć o wyprawie!

Janek wcale się nie cofa,
By w Kolumba grać Krzysztofa,
Więc powstaje okrzyk dziki:
— „Na odkrycie Ameryki!” —

Łódź, bo łódź! Niema co gadać!
Lecz gdy przyszło do niej siadać,
Stach i Józiek smyrk, bez szkody,
A nasz Janek buch do wody!

Nie wiem jakby się skończyło,
Gdyby stróża tam nie było.
Ten usłyszał wrzaski dzieci,
I na pomoc pędem leci.

X. W CHACIE.

Stróż był chłopak zręczny, młody,
Śmiało nura dał do wody,
A jak kaczka pływał dzika,
I wyłowił podróżnika.

Chata stała niedaleko,
Idzie, z Janka strugi cieką,
Za nim pędzą oba smyki,
Wyrzekłszy się Ameryki.

Po niedługiej w chacie chwili
Ślicznie Janka obsuszyli,
I nie myśląc długo wiele,
Dali Jóźka kamizelę,
Dali Stacha szarawary,
Wszystko prawie jednej miary.

A nim przeschnie mu ubranie,
Dali klusek na śniadanie.
Gospodyni patrzy rada,
Jak to panicz smacznie zjada,

Maryś patrzy też ciekawie,
Przy niej siedzi Stach na ławie,
Jakoś mu się to nie zdaje,
Że gość nożem kluski kraje.

On to łyżką je drewnianą,
By mu tylko dużo dano!
Janek, całej rad przygodzie,
Już zapomniał, że był w wodzie,
I przebrany, najedzony,
Rusza śmiało w dalsze strony.

XI. W LESIE.

Idzie, słonko mu dopieka,
Patrzy, stoi las zdaleka.
Inny chłopiec, nie daj Boże
Przeląkłby się lasu może?

Ale w Janku mężna dusza!
Sporym tedy krokiem rusza,
I po chwili go nakrywa
Starych dębów zieleń żywa.

O jak cudnie tu dokoła!
Pełno kwiatków wznosi czoła,
We mchu miękkim nogi toną,
Świeżo wszędzie i zielono.

Tysiąc ptaszków w krzakach śpiewa,
Cichy pacierz szepcą drzewa,
A na głowę rzuca cienie,
Słońcem tkane ich sklepienie.

Gdzie wpierw patrzeć — Janek nie wie!
Tu wiewiórka smyrk! po drzewie,
Tu zajączek szust! przez trawę,
Tu lśnią żuczki się jaskrawe,

Tutaj z brzękiem leci pszczoła,
Tu kukułka go zawoła,
Tu znów dzięcioł w korę puka
I robaczków sobie szuka.

Biega Janek w lewo, w prawo,
Aż gdy zmęczył się zabawą,
Chce już wracać, — ani rady!
Zgubił dróżkę, stracił ślady!

Huka, woła, echo niesie
Głos po coraz gęstszym lesie,
Aż po długiem tak bieganiu
Z płaczem usnął w mchów posłaniu.

XII. Z POWROTEM.

Śniło mu się — sen był miły —
Że go ptaszki obstąpiły,
Że zajączek stanął słupka,
Że wyrosła grzybów kupka,
I kapelusz swój czerwony
Widział, w grzyba zamieniony.

Śniło mu się, że jest łąka,
Że on wcale się nie błąka,
Wcale z lasem się nie biedzi,
I że przy nim Tyras siedzi.

— „Tyras! Tyras!” — raźno skoczy,
Spojrzy, przetrze modre oczy,
A to nie sen, lecz na jawie
Tyras przy nim siedzi w trawie.

Więc wracali w zorzy blasku,
Jak widzicie na obrazku,
Gdzie domowa miła strzecha.
Cóż tam była za uciecha!

Jak radosnym się okrzykiem
Mama wita z podróżnikiem!
A on tylko: — „Jeść, jeść, mamo!” —
A może i my tak samo?

5 czerwca 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Nowsze
Starsze

Pozostańmy w kontakcie

Facebook Twitter Instagram Youtube

Najnowsze czytanki

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Góra Kikineis

  • Jak modlitwa ochrania przed złodziejami

Reklama

Portal dla kobiet, przyszłych i obecnych mam


Całoroczne domki w Bieszczadach

Jak przygotować się do porodu?

Kategorie

  • Audiobooki (197)
  • Bajki i baśnie (236)
  • Fragmenty książek (45)
  • Inne (65)
    • Cytaty (26)
    • Dla dorosłych (7)
    • Polskie (7)
    • Przysłowia (2)
    • Zagadki (14)
    • Zagraniczne (2)
  • Okolicznościowe (39)
    • Boże Narodzenie (15)
    • Dzień babci (13)
    • Dzień dziadka (7)
    • Wielkanoc (7)
  • Piosenki i kołysanki (5)
  • Powieść (34)
  • Wiersze i wierszyki (424)
    • Rymowanki i wyliczanki (74)

Czytanki, Bajki, Opowiadania, Baśnie, Cytaty, Powiedzenia, Powieści, Wyliczanki, Kołysanki, Audiobooki to wszystko dla dzieci – do czytania, słuchania lub drukowania. Znane baśnie i bajki dla dzieci w każdym wieku – Andersena, braci Grimm i inne.

Kontakt

Masz jakieś czytanki, bajki, opowiadania, które chcesz zamieścić na naszej stronie? A może potrzebujesz abyśmy napisali coś specjalnie dla Ciebie? Jeśli tak, to wyślij do nas wiadomość:

Email:  kontakt@czytanki.pl

  • Facebook
  • Twitter
  • Instagram
  • Pinterest
  • Youtube

@2015 - 2025 - All Right Reserved. Realizacja: www.woh.group

Powiadomienie o plikach cookies: czytanki.pl korzysta z plików cookies. Pozostając na tej stronie, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies.Zamknij
Polityka prywatności i ciasteczka

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT
czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne