czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne
Wincenty Pol - "Pieśń o ziemi naszej" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Pieśń o ziemi naszej

by Katarzyna Jerzykowska 29 grudnia 2016

Wincenty Pol

Pieśń o ziemi naszej

„Paść może i Naród wielki, zniszczeć
nie może, tylko nikczemny!… ”
Stanisław Staszic

Co to tak się w głowie męci?

Rad bym duszę mą ocucił;

Ach, i z serca czy z pamięci

Coś wysnował i zanucił

Jakoś rzewnie czy miłośnie

I wesoło czy żałośnie,

Coś a bracie czy o bitwie,

O Koronie czy o Litwie?…

„Gadu, gadu, stary dziadu!

Pleć, pleciuga, byle długo;

Bajże, baju, po zwyczaju

O tym ,naszym polskim kraju!”

-W to mi grajcie, panie bracie!

W to mi grajcie, miły swacie!

Tyle szczęścia, co człek prześni,

Tyle życia, co jest w pieśni.

Długom błąkał się bez celu

I milczałem, troską blady.

Jak grobowy głaz Wawelu,

Bo nie było z wami rady.

W waśni bracia się rozdarła

I jak wróg mi życie zbrzydło,

Jak w więzieniu pieśń zamarła

I sokole zwisło skrzydło…

Dziś – gdy jest znów śpiewać komu,

Gdy was widzę znowu w zgodzie

W wielkopolskim starym domu,

Znów wam brząknę: „Żyj, Narodzie!”

*

A czy znasz ty, bracie młody,

Te pokrewne twoje rody?

Tych Górali i Litwinów,

I Żmudź świętą, i Rusinów?

A czy znasz ty, bracie młody,

Twoje ziemie, twoje wody?

Z czego słyną, kędy giną,

W jakim kraju i dunaju?

A czy znasz ty, bracie młody,

Twojej ziemi bujne płody?

Twe kurhany i mogiły,

I twe dzieje, co się śćmiły?

A czy wiesz ty, co w nich leży?

O, nie zawsze, o, nie wszędzie,

Młody orle, tak ci będzie,

Jako dzisiaj przy macierzy!

Trzeba będzie ważyć, służyć,

Milczeć, cierpieć i wojować!

I niejedno miłe zburzyć,

A inaczej odbudować…

Kto tam zgadnie, gdzie osiędziesz,

Jaką wodą w świat popłyniesz,

W której stronie walczyć będziesz

I od czyjej broni zginiesz?…

Wyleć ptakiem z tego gniazda,

Miłać będzie taka jazda,

Spojrzyć z góry na twe ziemie

I rodzime twoje plemie…

*

Tam na północ! hen, daleko!

Szumią puszcze ponad rzeką,

Tam świat inny, lud odmienny,

Kraj zapadły, równy, senny,

Często mszysty i piaszczysty,

Puszcze czarne, zboża marne,

Nieba bledsze, trawy rzedsze,

Rojsty grząskie, groble wąskie,

Ryby, grzyby i wędliny;

Lny dorodne, huk zwierzyny

I kęs chleba w czoła pocie. –

A na pański stół łakocie:

Lipce stare, łosie chrapy

I niedźwiedzie łapy.

Puszcz i żubrów to kraina,

A dziedzictwo Giedymina! –

Ćmią się puszcze, mgła się zbiera,

Po pasiekach kraj przeziera,

Wół za rogi orze zgliszcze,

W ostrym zwirze socha świszcze,

A za drogą, gdzieś w postronne,

Ciągną wózki jednokonne.

Koń obłączny w wózkach małych,

Lud w chodakach z łyku szytych,

W chatach dymem ogorzałych,

Dranicami płasko krytych.

Gdy na lud ten człek spoziera,

To aż serce żal opłynie

I zapytać chęć go zbiera:

Co ci ta, Litwinie? –

Ale Litwin nie wygada!

Bo w tej duszy hart nie lada!

Lud to cichy, rzewny, skryty,

Jak to mówią: kuty, bity.

Kiedy szczery, jak wosk topnie;

Ale gdy go kto zahaczy:

To i w grobie nie przebaczy

I na końcu swego dopnie! –

Choć kraj jego niebogaty,

Radzi sobie, bo oszczędny;

Nie marnuje grosz na szaty,

Bo rozsądny i oględny.

Nie zwykł on się kochać w krasie,

Ale myśli o zapasie

I dobytek w dom gromadzi,

I o jutrze wiecznie radzi.

Toteż znajdziesz w każdej porze

W bród wszystkiego, jak w komorze:

Czy w krajance, czy w gomółce,

Jest w serniku ser na półce.

Wiszą kumpie i wędliny,

I półgęski, i świniny;

Obok w długich żerdziach ryby;

Z siatki pachną leśne grzyby.

A kwas czysty miasto wody;

W lochu stoją białe miody,

Wódki starki i nalewki,

I rok cały lód przeleży. –

A już w świrnie wiszą wianki

I rozliczne przyodziewki;

Płótna cienkie, jasne tkanki

I przybory do odzieży.

W kubli stoi ów miód święty,

A dokoła włok rozpięty…

Nucąc pieśni o Birucie,

O Perkunie i Kiejstucie,

Przy łuczywie u komina

Przędzie miękki len drużyna;

A w pobliżu dziatwy zdrowej

Toczy kołem wąż domowy.

Krosna stoją w małym oknie

I czółenko pływa w włóknie;

Pieśni płyną, jak uroda,

A wiek schodzi niby woda…

Niby w ciężkim zadumaniu

O przeszłości czy kochaniu,

Stoją niemo czarne puszcze;

I rozlały się jeziora…

A po toniach ryba pluszcze,

A na niebie stoi gora:

Puszcze płoną gdzieś z daleka

I w zaścianku pies gdzieś szczeka,

A za głosem z tokowiska,

Czesze gęstwią leśnik śmiały,

Przez jelniki i zawały,

Do rodziny i ogniska.

Stanął – słucha – tam dzik ryje,

Uroczyskiem łoś pomyka,

Padła wietrząc wilk gdzieś wyje,

A puszczami żubr poryka…

„Da! niech ryje, niechaj wyje,

Niech pomyka, niech poryka,

Na strzał padnie mi przed psami,

Com dziś jeszcze nie zastrzelił,

Byle tylko się barciami

Niedżwiedź ze mną nie podzielił…”

Jak lud żyje po bożemu,

Tak i szlachta z sobą wzajem

Dawnym żyje obyczajem;

Na zaściankach po staremu

Czas jej duszy nie wykrzywił,

Nikt cię państwem nie oparzy,

A gdy w Litwie pan się zdarzy,

To pan sobie, jak Radziwiłł!

Bracia szlachta powietnicy,

Leśnych włości współdziedzicy,

W niebielonych siedzą dworach;

Tam to kolej do sąsiada

I z wielebnym ojcem rada:

O sejmikach, o wyborach,

Jaka komu padnie gałka,

Kogo wymieść na marszałka?

Wówczas z cicha to wybije,

Co się w głębi serca kryje;

A gdy w puszczy pociemnieje

I miód stary pierś rozgrzeje:

To przybędzie i czułości,

Wówczas żywiej i myśl płonie,

A więc radzą o Koronie,

O statucie i przyszłości;

Lub pociesznie drwią z Pinczuka

I z Żmudzina jak z nieuka.

Lud tam jeszcze nie zmięszany,

Wszystko jeszcze jest gniazdowe;

Jak te drogi powiatowe

Każdy swój i każdy znany.

Więc też każdy wie, co niesie,

A choć drugim nie pomiecie

Hardy strzelec w swoim lesie,

A brat szlachcic w swym powiecie.

I choć poznać nie da skoro,

Że o sobie wiele sądzi,

Choć w cichości i z pokorą

Ufa twardo, że nie zbłądzi,

Bo dokoła się ogląda

I wie dobrze, czego żąda;

A stąd bywa hart w naradzie –

„Litwin mądry nie po szkodzie”;

I w tym głównie, głównie pono

Góra Litwy nad Koroną…

Lud nie darmo ta myśliwy

I skąpany w jezior łonie!

Bo głęboki jak wód tonie,

A jak łono puszcz, stróżliwy!

W puszczy też go widzieć warto,

Z strzelbą w ręku lub na łodzi;

Jak mu lekko i otwarto,

Jak strzał trafia, wiosło chodzi,

Jak zna dobrze wagę zwierza,

Wszystkie knieje i ostępy;

Kędy jaka rzeka zmierza,

Gdzie mielizny, rappy, kępy!

Toteż wodą czy na ledzie

Całą Litwą się przewiedzie.

Póki taje, jechać zdradno;

Lecz gdy w puszczach przyschną brody

Gdy rzekami kry opadną

I powtórne niskie wody:

Lądem, wodą, jadą, płyną,

Telegami i wiciną,

Do Mitawy, do Lipawy,

A Wiliją, Niemnem, Dźwiną

I do Tylży, i do Rygi,

Z kupią swoją na wyścigi.

Stamtąd Niemce i najemce

Za dalekie pławią morza,

Maszty; klepki, runo owiec

I niejedną beczkę zboża,

I niejeden lnu bierkowiec;

Litewskimi sycąc płody;

Zamorskiego ludu głody…

Jak za morzem Litwa spławna

Z puszcz odwiecznych w świecie sławna;

Tak o miedzę ziemia chlebna

Głodnym ludom jest potrzebna,

Żmudź to święta! Ziemia boża!

Na pół leśne jej obszary,

A na poły strojne w zboża;

Wolny oddech ma do morza

I wszystkiego ma do pary:

Bo lud wierny w ziemi zyznéj

I nieskąpo tej ojczyzny!

Od tych prądów świętej rzeki

Aż po morza brzeg daleki

I Łotyszów płone ziemie

Siadło twarde żmudzkie plewie.

Tam nie błyszczą pyszne gmachy,

Ale za to duże chaty

I wysokie dobre dachy,

Lud dorodny i bogaty.

Ponad drogą krzyżów pełno

I kapliczek tuż przy domu:

Lud odziany szarą wełną,

Pełen serca, pełen sromu

I zażywny, i niemarny,

Pracowity, gospodarny

I poważny, i nabożny;

Jednej krwi z tym swoim panem,

Jednej wiary z tym kapłanem.

Pan nie bywa tam wielmożny,

Nierozrzutny, ani butny:

A ksiądz biskup Boga sławi,

Do dobrego wiedzie ludzi

I jak ojciec błogosławi

Na odpuście „świętej Żmudzi!”

Lud tam żyje po zakonie,

A więc zda się zimny zrazu;

Lecz gdy serce zawre w łonie,

Nie usłyszysz z ust wyrazu;

Lecz łza tryśnie na wpół rzewna,

Na wpół krwawa, na wpół gniewna,

Piersi jękną z tajnej głębi,

Zamiar padnie, niby w studnie,

Lecz czas krwi tej nie wyziębi,

Dusza jego nie wychłódnie

I wypływie na jaw w czynie!

*

Gdy chcesz. wiedzieć, co to chowa

Nasza przeszłość w swoim łanie,

Jako stara sława płonie:

To jedź, bracie, do Krakowa.

Jeśli poznać chcesz zabawy,

Serce niewiast, świat ochoczy,

Gładkie słówka, piękne oczy:

To jedź, bracie, do Warszawy.

Jeśli myśl ci przyjdzie mylna

Zwątpić w przyszłość i w swobodę,

Wówczas, bracie, jedź do Wilna

Poznać z hartem dusze młode.

Gdy widoku szukasz złota,

Patrz, gdzie nędza obok błota;

Gdzie człek żyje śród spodlenia,

Znajdziesz ducha poświęcenia.

Do rozumu nie ma klucza,

Ale wszędzie jest w odwodzie,

Kędy bieda już dokucza,

Gdzie pracuje człek o głodzie.

Lecz gdyś w świecie trochę pożył

I zatęsknisz już do ludzi,

Czystych, jako Bóg ich stworzył,

To się przypatrz im na Żmudzi!

A gdy Żmudź ci przyjdzie rzucić,

Nazad Litwą znowu wrócić,

To przed pińską opatrz drogą

Wóz twój dobrze w potrzeb wszelką;

Bo w pustynię wjedziesz wielką,

W ziemię dżdżystą i ubogą.

Droga pójdzie ci przez błota,

Po nich długi pomost spłynie,

W oczeretach oko zginie,

A kraj nudny niby słota!

Ani ruchu, ani duchu,

Woda stoi, wiatr nie wieje;

Lud po puszczach mało sieje;

Jedno lasem się zabawia:

Dziegieć pali, drzewo spławia,

Drze dranice, gnie obody

I nałożon jest do wody,

Jak tych bobrów leśne plemie,

Co z nim na spół trzyma ziemie.

Mnóstwo jezior, rzek niemało

Po kotlinach się rozlało;

Miasto trawy, rokiciny,

Miasto bydła, huk zwierzyny.

Lud też strzelcem, póki lody;

Lecz gdy z wiosną ruszą wody,

A po puszczach wzbiorą kały:

To pod wodą jest kraj cały,

A bezpieczen lud na łodzi

Pływa wszystek śród powodzi.

*

Gdy wyniesiesz z pińskiej drogi

Z ludźmi twymi całe ziobra,

A z furmanką całe nogi:

Podróż była bardzo dobra!

Lecz pamiętaj gałęź choją,

Poza bryką zatknąć swoją,

Gdy się będziesz na Ruś wdzierać;

Pamiętaj się nie obzierać,

By ci czego bies nie wlepił

I za bryką nie wczepił!

A gdy wjedziesz w Ruś pasznistą,

Równą, suchą, nielesistą,

W lada którym ruskim siole

Krasawice stojąc w kole

„Z puszczy jadą” – wołać będą

I z hałasem wóz obsiędą,

I rozerwą gałęź choją,

I do cerkwi się przystroją.

Gdy przypomnisz wówczas sobie

Owe puszcze, patrząc krajem,

Mrówie pójdzie aż po tobie,

A Ruś ci się wyda rajem!

Kędy wóz twój, bracie, wbiegnie

Na szerokie czarne drogi,

Tam przed Labą Wołyń legnie

I zapomnisz kraj ubogi.

W lewo spłyną czarne role

Ukrainy bujne leże:

Na wprost, aż po Dniestr, Podole;

A wzdłuż Dniestru – Pobereże.

Tam już dostać wody zdrowéj,

Tam krynice i dąbrowy,

I brzozowe czyste gaje,

A pług czarną ziemię kraje.

Z wolna wznoszą się kopanie,

Rzeki śmielsze nurty wiodą

I tam, kędy łan nadstanie,

Ciągną stawy się za wodą.

Czajki wrzeszczą nad błotami,

Bocian stoi nad żabieńcem,

A rybitwy krążą wieńcem,

Ponad groblą i wodami…

Jeśliś, bracie, jest myśliwy,

Na wołyńskie zajedź stawy:

Boś nie słyszał takiej wrzawy

Dzikich ptaków, jakoś żywy.

Podsuń czółnem pod szuwary,

Bo pocieszne ptasze rady,

Tam to sejmy, tam to gwary

I zaloty, i biesiady!

Słysząc krzyki i gwar dziki,

Patrząc na te ptasze zwady,

Tak się dziwnie w myśli plecie,

Tak się tonie w ptaszej wrzawie,

Iż przepomni człek o świecie;

Wstyd to mówić, lecz żal prawie,

Że człek ptakiem sam nie żyje,

Takie szczęsne to bestyje!

Pełny oddech ma tam życie

I wszystkiego w bród obficie:

Ryb i zboża, i świniny,

Bydła, koni i zwierzyny,

I konopi, pszczół i miodu,

I niemało też ,narodu!

Tam, ku górom midoborskim

Coraz wyżej kraj się wznosi;

Milę jedziesz kranem dworskim,

Ziemia z datkiem aż się prosi!

Lecz człek pracy nie podoła,

Bo choć duże, długie sioła,

Więcej ziemi, więcej trudu

Niż jest szczęścia, niż jest ludu;

Smutna bywa ludu dola,

Bo pan twardy i niewola;

Nie pocieszyć się tym dobrem,

Kędy praca lezie ziobrem.

Otoż kiedy łan obsiewa,

Smutne dumy lud tam śpiewa

I śród wioski niegrodzonej

W wiecznej żyje on tęsknicy…

Ruskie kawki i gawrony

Gwarzą tłumnie na dzwonnicy;

Przy niej stoi dąb odwieczny

Jak śród ludu kniaź bezpieczny.

Cerkiew z trzema kopułami,

W niej odprawa – a pokłony,

Przed carskimi stojąc drzwiami,

Bije lud na twardo chrzczony!

Na nim kożuch ślni barani

Albo świta domu bita,

Rzemień suty i but kuty,

A bekiesza z sukna na niéj,

A na dziewce wieniec z ruty.

I naówczas wzdłuż krainy

Drzemią łęgi a caryny…

Lecz w dzień budny w polu głośno

I hukanie grzmi donośno,

A gdy cichnie nad wieczorem,

Ścielą mgły się ponad borem;

Z pasowiska wraca stado,

Żuraw skrzypi u krynicy,

A koniuchy na noc jadą;

A ostatni blask wieczoru

Złoci białe szczyty dworu

I potrójny krzyż cerkwicy…

Wówczas starzy się gromadzą

I o swoim statku radzą,

Przy kieliszku w karczmie kumy. –

Na potulne wieczornice

Ciągną z śmiechem krasawice,

Stare, ruskie piejąc dumy. –

I matula świeci doma,

Choć już północ. kur ogłosi;

A donieczka, choć się sroma,

Choć się sroma, chłopców prosi,

Aby nie iść do dom samej:

Bo się różnie ludziom zdarza

Na przełazie u smętarza

I u dworskiej, pańskiej bramy.

Różnie sobie dziewczę wróży,

Za co jej to chłopak służy?

A za służbę tak użytą

Płaci całus, słodkie myto!

Gdyby matuś nie łajali,

Toby pewno się żegnali

Bez ustanku, aż do ranku,

Bo to nigdy już niesyta

Młoda dusza tego myta…

Tyle też to szczęścia, tyle,

Co te nocne dadzą chwile!

Bo o świcie, krwawe życie!

Nie ma kumy, nie ma swata,

Nie usłyszy nikt już śpiewki.

Gdy ataman zakołata:

„Hej, do dwora!” – Nie przelewki! –

Ba tam, kiedy dwór – to wielki!

Kiedy posłuch – to już wszelki!

Kiedy liczą – to miliony!

Kiedy jedzą – to łakotki!

Kiedy biją – to na sotki! –

Kiedy pan – to urodzony

Pewno z księcia albo z króla!

W domu jego dworno, szumno,

A tak straszna jego wola,

Że nieposłuch – chłopu trumną!

Tysiąc pługów na obszarze

Orze zagon, gdy pan każe;

I po dawnym tam zwyczaju

Brzęczy złoto przy tokaju.

Koń arabski rży przy żłobie,

Służba panu szczerość kłamie,

A o głodzie i po dobie

Drzy przy koniu kozak w bramie.

Gdy przybędziesz tam nieznany,

Pan cię dumnym .okiem zbada;

Sam zamorską mową gada,

A z błazeńska dwór ubrany.

Na to tylko w dym cię prosi,

By cię dumą upokorzył,

Bo łaskawie ledwo znosi,

Że i ciebie Pan Bóg stworzył…

Choć cię w świecie brano w kleszcze,

Choć wyszedłeś już z językiem

Jak to mówią – ze szkół jeszcze,

A z żołnierki szczwanym ćwikiem:

Nie znasz, z czego począć mowę,

Kiedy w taki dom przybędziesz –

Choć do kogo się przysiędziesz,

Takie wszystko czcze, jałowe,

Nieużyte, zimne, twarde,

Takie nudne, takie harde,

Jakby nigdy nie słyszeli

Polskiej mowy, brzęku strony;

Nigdy serca nie ujęli,

A w tym sercu krwi czerwonéj!

Nie po cnocie, lecz po złocie

Poznasz, że ta wnuk hetmański;

Albo tylko po klejnocie,

Co ozdabia dworzec pański.

Już z przeszłości ani cienia;

Ni zwyczaju, ani zbroi,

Państwo tam za wszystko stoi!

Nic polskiego – krom imienia…

Nim by z nami los dzielili,

Nim by jeszcze warci byli

Promnickiego kawał chleba

I braterstwa, i swobody:

Ochrzcić by ich jeszcze wprzody

W Wiśle albo w Gople trzeba.

Prędzej w duszy tam niewieściéj

Rzewna, prawa myśl zagości

I dzisiejszych tych boleści,

I bezprawia, i przyszłości:

Lecz o panu Ryczywole

(Jak ów mówił) milczeć wolę!

Jednak – jeśli chcesz z pociechą

Kraj opuścić, to patrz, bracie,

Kędy donn pod niższą strzechą,

Tam przyjęcie czeka na cię.

Tam młódź rzezka i świat inny,

Umysł prawy i niewinny,

Tam się jeszcze tylko chowa

Serce polskie i myśl zdrowa,

A zacisznie i w kąciku,

I w pomiernym tym staniku…

*

Gdy wołyńskie łany rzucisz

I na wschód twe konie zwrócisz,

Bez oporu oko zginie

W pogranicznej Ukrainie.

Tam to konie, tam to charty,

Step rozległy, świat otwarty!

Wóz twój wbiegnie na rozdroża,

Wiatr zaleci cię ad morza;

I krew raźniej ruszy w żyłach,

I koń czujniej strzygnie uchem;

Drogę swoję po mogiłach

Liczyć będziesz stepem głuchym.

Tam świat bystry, trzeźwy, czujny,

Jak na czatach błysk oszczepu,

Jak młodości umysł bujny,

Tak szeroki oddech stepu!

W jarach kraj ku rzekom spada,

Ziemia głuchym jękiem gada,

Dumka mówi o przeszłości,

A wiatr bieli stare kości…

Hej, ku morzu, ku Czarnemu,

Ku limanu szerokiemu,

Na południe Dniepr tam płynie!

A cześć Ławrze! Sława Bogu!

Hulaj, koniu, po rozłogu,

Nam żyć tylko w Ukrainie!

Szumi woda porohami,

Od porohów sokół leci,

Wicher wyje mogiłami,

Wilk oczyma nocą świeci,

Burzanami koza dzika,

Oczeretem lis pomyka.

Pędzi tabun, gdy wilk wpadnie,

We mgłach dyszą ciche jary

I mkną mary przez czahary,

I krynica bije na dnie…

A tu czesze stepem; borem,

Z listem Kozak, gdzie pan każe;

I czumackie ciągną maże

Od Limanów w świat taborem;

Po rozdrożach czort je wodzi

I tumany nocne płodzi…

Ponad Dnieprem, między jary,

Zasiadł dumnie Kijów stary;

Tam złocone monastery,

A w nich czerńce staro-wiery;

A gościńcem do Kijowa

Płyną maże z miodem, z zbożem;

A po Dnieprze, niby morzem,

Z puszcz poleskich spławy drzewa.

Rzeki ciągną się jarami,

A nad nimi długie sioła;

Na lewadach, za sadami,

Bujny lud, jak w ulu pszczoła.

Niby sosna, niby wiosna,

Ukraińska krasawica;

A mołojec każdy wojec,

Raźny, harny, a od lica!

W sercu śmiałym, w żyłach zdrowych

Bije dotąd krew koszowych;

A jak krew ich w żyłach bije,

Tak ich pamięć w pieśni żyje;

Jak stepami Dniepru szumy,

Płyną siołem stare dumy…

A po dworach pusta służba

I koń czerkies, Kozak drużba;

I poszyto, i obuto,

Nie wymyślnie, ale suto!

Tu języka Lach nie zbłaźni,

Jak przed wiekiem nieodrodny;

Stały w gniewie i w przyjaźni,

I zuchały, i dorodny;

Nie zwykł w księgach łamać głowy,

Ale z serca idą mowy,

Chwat po prostu! lubi konie,

Węgrzyn stary, krymskie burki,

Charty, łowy, jasne bronie

I bekieszki, i lisiurki.

W męskim ciele serce prawe,

W prostej głowie rozum zdrowy;

A za dobrą jaką sprawę

Zawsze życie dać gotowy.

Bo tak ojciec i dziad czynił,

Więc i syn, i wnuk się kusi:

Niechaj padnie, co paść musi,

Byle człek się nie obwinił…

*

Jasne słońce nad Podolem!

Po parowach kraj się zboczył;

Wielkim łukiem czy półkolem

Dniestr ku morzu się zatoczył…

Jarem, jarem za towarem;

Obłogami za wołami,

Manowcami za owcami –

Pobereżem na Podole,

A w Podolu jak w stodole!

Jak zaległy ziemie boże,

Przebież kraje, przerzuć mole,

Zjedź świat cały, przepłyń morze,

Nie ma kraju nad Podole!

Jak zasięgnie tylko oko

I daleko, i szeroko,

Świat kłosami tylko płynie

I w obszarach oko ginie…

Tu kraj cały jednym łanem

I nadany wszelkim płodem;

Płynie mlekiem, płynie miodem;

A lud cały wielkim panem!

Ziemie czarme, niepochybne,

Pasze żyzne, wody rybne,

Mało wprawdzie trochę lasa,

Ale za to chleb do pasa!

Z rolą człek się tam nie kłopi,

Słomę pali, nawóz topi

I co zmoże, w skład wyorze,

A jak umie, Boga chwali!

Kilkoletnie sterty, brogi

W toku z laty poczerniałe,

Jak miasteczka stoją małe,

Niestrzeżone, na obszarze –

I na polu skot w koszarze,

Co zabiela dniem rozłogi.

A skot bywa szerści siwéj,

A koń bywa gęstej grzywy,

Nóg żelaznych, twardej skóry,

Bez narowu, lecz ponury.

Za okopem lub za płatem

Wsie zamknięte kołowrotem;

A choć rzadkie, duże, syte,

Chaty czysto wymuskane,

Strzechy grubo, równo szyte,

Drogi rowem okopane.

Kiedy spuścisz się ku wodzie,

Tyś zajechał niby w góry:

Skała żebrem wzrok ubodzie,

Brzegowiska istne mury;

Po nich pnie się zarośl młoda,

Z nich urwisko skał opadło,

Na łotokach szumi wada,

A staw czysty jak zwierzciadło!

Lecz gdy wymkniesz się z parowu,

Skały znikną, szum nastanie,

Jakbyś był na stepie znowu,

Równo, cicho znów na łanie…

Cicha – jednak niby ludno:

Wszędy zboża, wszędy krzyże,

Konik polny piosnkę strzyże,

O mogiłę też nie trudno…

Kłosy płyną w lekkiej fali,

A gdzieś widne w sinej dali

Brzozy smutne i powiewne,

I dąbrowy starodrzewne…

A i ludu wdzięczne lica,

Boć to czysto, biało odzian,

Jak dąb młody rzeski młodzian,

A dzieweczka – jak pszenica!

W chacie też to człeka radzi

Bogiem, chlebem witać w progu;

I Bóg gościa spać prowadzi,

I na drogę zlecą Bogu.

Stary zwyczaj – dobre plemie –

Człek po Bogu – chleb po ziemie –

Wszystko zgodne – wszystko w cale –

Lecz i tutaj „nie bez ale!”

Bo śród bożej tej krainy,

W tło narodu ćma się wprzęgła,

Co z klęsk kraju się wylęgła –

Czeladź podła, wszemu krzywa;

Która wierzchem ludu pływa,

Jak nieczyste szumowiny!

Daj ją katu, gospodyniu,

I to zboże czyść z kąkolu!

Gorszy niż pan na Wołyniu

Jest półpanek na Podolu!

Wzrośli oni w ziemi naszéj

I rozbojem, i kradzieżą

Za plecyma naprzód Baszy –

A dźwignąwszy się łupieżą,

Z padstarościch na dziedzica,

By tumanem świat złudzili,

W carskie grafy się poszyli –

Resztę dała Targowica…

Że ich państwo nowej daty,

Więc co swoje, to im wadzi:

I pod lada stare graty

Podszyć by się chętnie radzi!

A więc świecą blichtrem, szumem,

Drżą przed ludem i rozumem,

I przed Bogiem, i przed Wiarą,

Przed przyszłością i przed karą.

I na ich to kiedyś głowę

Spadną grzechy zaborowe!

Chroń się, bracie, ich widoku,

Bo niemiło cię poruszy.

Co u ciebie w sercu, w oku,

Nie postało to w ich duszy!

Lecz raz jeszcze potocz okiem,

Po tych łąkach, po tych łanach

I po stawie, po szerokim,

I po złotych tych basztanach;

A wypiwszy strzemiennego,

Starym miodem lub wiszniakiem

Z rąk człowieka poczciwego,

Jedź na zachód bitym szlakiem,

Bo od tych to niw, kurhanu

Aż do Bugu, aż do Sanu,

Leży, czarno wyorana,

Ruś czerwona, Ruś hreczana!

A od ruskich rzek wybrzeży,

Aż po Tatrów pierś jałową,

Po dziedzinę krakusową,

Tam po Odrę, po Żuławy,

Stara ziemia Piasta leży;

I lud gnieździ starej sławy,

A w pośrodku Wisła bieży!

Na południu w jasne chmury

Wystrzeliły sine góry!

Za górami, za lasami

Poszedł Beskid granicami!

Wziął się, kędy Wisły źródła,

A zaginął ,;w Czarnym Lesie”,

Kędy zwierz się w gawrach kudła,

A ku równiom Świeca rwie się.

Tam to szumią górskie wody,

Wierzchem ćmią się jaworzyny

I woń ronią połoniny,

I jelenie wieją chłody!

A Beskidem płyną chmury

W czarne lasy, w silne góry…

Z Bogiem, ludu, z Bogiem, w Bogu

Od tych źródeł do Rozrogu!

Boć ci dobrze w twoich górach,

Na tym owsie i żętycy!

Orły twoje współdziedzicy

I swobodny ów świat w chmurach.

Jak potopu świata fale

Zamrożone w swoim biegu,

Stoją nagie Tatry w śniegu,

By graniczny słup zuchwale!

Biodra Tatrów las osłania,

Ponad nimi stoi chmura,

A po halach wiatr przegania

Uronione orle pióra.

Świat ta chłodny – a Łomnica

Świeci polskiej ziemi do dnia

Nad Tatrami, jak pochodnia,

A na pełni, jak gromnica…

Każda skała z Tobą gada;

Wiatr, co w równiach ledwo wieje,

Z nóg tam garnie – deszcz, co pada,

To już w turniach śniegiem sieje.

A powyżej, wyżej jeszcze,

Pływa sobie orle wieszcze.

Gdy wyleci i zawiśnie

Na błękicie bez obłoku

I dokoła okiem błyśnie:

Widne stamtąd jego oku

Okolicznych wieżyc dachy,

Polskie puszcze i ziemice,

Krakowskiego zamku gmachy

I węgierskich gór winnice…

Czeladź górska też nie podła;

Lud wysmukły niby jodła,

Niby górski potok szybki,

Jak ptak lekki, jak pręt gibki,

Wiecznie niby młody młodzian!

Strój ma krótko ukasany,

Topor jasno nabijany,

A sam wszystek wełną odzian.

Czysty, ludzki, szczeromowny,

Strojny, dbały i budowny,

Zna się dobrze i na ziołach,

I na gwiazdach, na pogodzie,

Śmiały w skałach i na wodzie,

A radniejszy niż lud w dołach.

Ziemia jego mało rodzi,

Więc też luźno człek nie chodzi;

Gdy opędzi zimę snopkiem,

Idzie w równie za zarobkiem.

Do topora lud to sprawny,

A do kosy jaki sławny!

Jaki wesół i ochoczy,

Gdy na kośbę w równie rusza!

Jak przyśpiewa i wyskoczy,

Jaka to tam w tańcu dusza!

Na świętego; na Wojciecha,

U nas w polu już pociecha;

Ale w górach ledwo taje

I zaledwo jar nastaje.

A na świątki, na Zielone,

Szumią majem świeże lasy,

Owce w góry wypędzone,

W halach schodzą się juhasy –

Stary baca rej im wodzi,

Pies liptowski strzeże owiec,

A przez lato juhas zbrodzi

Każdy potok i manowiec.

*

W góry! w góry, miły bracie!

Tam swoboda czeka na cię.

Na szałase do pasterzy,

Gdzie ze źródła woda bieży,

Gdzie się serce z sercem mierzy

I w swobodę człowiek wierzy!

Tutaj silniej świat oddycha,

Tu się szczerzej człek uśmiecha,

Gdy się wiosną śmieją góry.

A gdy ponad turnie czasem,

Przegrzmi latem nagła burza,

To zieleńsze potem wzgórza,

Popod hale, ponad lasem,

Świeższe, żywsze, barwy, wonie

I powietrze bywa lżejsze,

Ach, i bole serca mniejsze!

Czystsze czucia w lżejszym łonie…

Trawnik błyszczy w świeższych rosach,

A olbrzymie półobręcze,

Rajskie wstęgi, jasne tęcze

Pną się łukiem po niebiosach!

O, te skarby, te obrazy

I natury, i swobody:

Chwytaj, pókiś jeszcze młody,

Póki w sercu jeszcze rano!

Bo nie wrócą ci dwa razy,

A schwycone pozostaną…

Nie wyrywaj się z gościny,

Gdy cię losy tam zawiodą.

A z powrotem puść się wodą,

Na Dunajcu przez Pieniny,

W równie – w równie, gdzie ci tworzyć,

Gdzie ci działać, bez wahania

I w potrzebie żywot złożyć

W dobrej sprawie z przekonania!

Bo od gór tych aż po morza

Legła ziemia sławna z zboża,

Z wiary, z męstwa, z gościnności

I z nieładu, i z wolności!.

Wielka krzywdą i cierpieniem,

Święta krwi tej poświęceniem!

Bóg, choć dojmie, błogosławi

I dał szczodrą ręką z nieba

Narodowi, co mu trzeba,

Jako ojciec – Staszic prawi:

„Dał mu chleba i stal twardą,

Złota, srebra, jedno w miarę!”

Serce czułe – duszę hardą –

Miękką wolę – silną wiarę –

Kraj otwarty – miłość kraju –

Złych sąsiadów – ramie silne –

Mądrość złożył w obyczaju

I dał czucie nieomylne!

Toteż ludzie tam najszczersi!

Tam to polski świat ochoczy,

Serce chłopcom ledwo z piersi,

A krew z lica nie wyskoczy.

Tam to dziewcząt śliczne oczy!

Do taneczka tylko śpiewki,

Stare baby wygadane,

A wesołe i rumiane

U matusi rosną dziewki.

Kędy wzgórek, to i dworek,

Kędy wioska, tam i woda,

Kowal pijak i gospoda –

A nad wioską i nad borem,

Nad sadami i nad dworem,

Jasną blachą pobijany

Świeci kościół murowany.

Stare drzewa wieży bronią

I na Anioł Pański dzwonią;

A gołębie krążą stadem

Nad plebanią i nad sadem…

Dwór pod lipą stoi biały,

Pod piastowym dębem chata,

Nad nią bocian gniazda splata,

A w niej żyje lud zuchwały.

Po nim gęsta bywa blizna,

Bo po ojcu broń puścizna:

Kord we dworze wisi stary,

W chacie stoi kosa stara,

A lud jednej krwi a wiary,

A krew polska i ta wiara!

Po kościołach chwała boska,

Na odpusty naród płynie

I cudowna Częstochowska,

Jak szeroka Polska, słynie!

Rej na godach drużba wiedzie,

A z weselem kulik jedzie!

Tam to druhny, śpiew miluchny

I gospodarz gościom rady;

Tam to tany a biesiady!

A gosposie takie wdzięczne,

Takie lube i urocze

I w przyjęciu takie zręczne,

Iż gdy która cię powita,

Z mazowiecka zaszczebiocze

I ogości, i opyta:

To aż serce żałość chwyta. –

Taka to tam szczera mowa,

Tak serdeczne, proste słowa!

Póki zgodnie, póty zgodnie,

To i miło, i swobodnie!

Lecz gdy obcy w bójkę wda się,

Gdzie rzempolą raźno grajki;

Nie policzy kółek w pasie,

Gdy go wezmą na kiłajki!

Tam nie żarty, bójka sroga;

Pod razami trzeszczą kości,

A kosterę wiedzie droga

Suchym lasem do wieczności!

Bo to lud, co krew ma w żyłach,

A krew pono nie jest lodem!

Lud to z Pana Boga rodem,

Toteż czuje się na siłach.

Więc do czego się sposobi,

To nie idzie mu już żmudnie

I co robi, to już robi

Z całej duszy nie obłudnie!

Gdy pracuje – to już szczerze,

Kiedy sądzi – to z powagą,

Gdy się modli – w dobrej wierze,

A gdy mówi – to rzecz nagą!

Kiedy kocha – to serdecznie!

Lecz nie bardzo tam bezpiecznie,

Gdzie na wroga godzi składnie:

Bo się bije rad gromadnie –

I co pocznie za gromadą

I za wspólną ludzką radą,

Toteż idzie mu i składnie.

Więc czy w drodze, czy to w rynkach,

Czy na polu, czy w kościele,

Na dograbkach, na obżynkach,

Wszędzie razem ludu wiele.

Przy zabawie czy przy pracy,

Wszędzie razem, pieśnią, mową,

Wszędzie jedni i jednacy

Czy do pitki, czy do bitki,

Czy do szklanki, czy do tanki,

Czy to przyjdzie do piosenki,

Czy dołożyć przyjdzie ręki,

Czy nałożyć przyjdzie głową!

A przy szklance, pogadance,

Jeśli wspomnisz mu o żonie,

O domowym jego progu I ojczystym tym zagonie,

I o dziatwie, i o Bogu:

Toś mu zabrał duszę całą!

To i we łzach się rozpłynie,

I przebaczy lub pominie

Krzywdę wielką, jak rzecz małą.

Choć to swoje, człek się kusi

I pochwalić, co się godzi:

Niezła ziemia to być musi,

Kiedy takie ludzie rodzi!

Częste, gęste piaski, laski,

Lecz głód rzadki, Bogu dzięki!

Gdy się naród rzuci rojem

I dołoży silnej ręki,

To nie darmo się i znoim:

Gumna, stogi się postroją

I jest dosyć w potrzeb swoją,

I świat karmim chlebem swoim.

Głośno słyną te pszenice

I za morzem ziemie maskie:

Sandomierskie i kujawskie,

I proszowskie okolice!

Choć im jedna świeci zorza,

Jednak różne znajdziesz kraje;

Lecz po dworach, aż po morza,

Wszędzie jedne obyczaje:

W stajni konik domorosły,

W domu ściana modrzewiowa,

Umysł hojny i wyniosły,

A cnota domowa!

Przy dziedzińcu dom chędogi,

Półtoraczne ławy w ganku,

Sień obszerna, a przy wianku

Wiszą strzelby, smycze, rogi,

Kordy, rzędy, drożne burki

I wyprawne pękiem skórki,

Drzwi na oścież – a w pokoju

Stół dębowy, woskowany,

Pod nim niedźwiedź rozesłany,

Dzban cynowy do napoju,

A na ścianach antenaty,

A na półkach śrebrne blaty.

Jak dzień boży, szum na sali,

A z tej sali coraz daléj

W lewo, w prawo, jasne, ciemne,

Opuszczone i przyjemne,

Jawne, strojne i ukryte,

I bielone, i obite,

Zakomórki i kąciki,

I pokoje, pokoiki,

I sioneczki, narożniki!

To dla pana, dla jejmości,

To dla panien, to dla gości,

Dla paniczów, pokojowych,

To dla panien respektowych.

Co tam schowka, co tam sprzętów,

Dworskiej służby, rezydentów!

A dopieroż spojrzeć wkoło,

Po układzie tym pokojem,

Jak tam dziwnie i wesoło,

Jak tam każde swoim strojem

W swym gniazdeczku się sadowi,

Ktoż sto wszystko wam opowie?! –

Wielkie domy za granicą;

A w nich ciasno, choć nie ludno.

U nas mury się nie świécą,

A o kącik nie tak trudno.

Ledwo człek by czasem wierzył,

Dom niewielki – wtem gość wchodzi:

Ot i domek się rozszerzył

I wnet miejsce gdzieś się rodzi.

Przybył drugi i dziesiąty

I nie ciasno jest nikomu:

Wyprzątnięto wszystkie kąty,

Coraz szerzej w małym domu;

Zda się, że pan domu sobie

Ścian i miejsca gdzieś przysporzył,

A on tylko w domu tobie

Drzwi i serce swe otworzył.

I ta strzecha, choć uboga,

Chociaż niska, przecież bliska,

Dla obcego i dla swego

I od Boga aż do wroga

Jest tu miejsce dla każdego.

A dopieroż to przyjęcie,

Jakie bywa w polskim domu!

Jak tam każdy goszczom święcie!

Jak nie braknie nic nikomu!

W dzień wesoło, w noc rzęsisto,

Biała, gładko, potoczysto.

Czeladź syta i okryta,

Wszystko w czasie urządzone,

Przymoszczone, osłodzone,

Indyk kruchy, kapłon tłusty,

A do tego dzban nie pusty.

Jest czym serce rozweselić,

Jest się wszystkim czym obdzielić.

Choć przyjęcie najłaskawsze,

Jest mis parę, parę dzbanów,

Zostawianych jeszcze zawsze

Dla „Zagórskich Panów!”

Lecz gdy rzucisz stoły hojne

I pominiesz dworską bramę,

Ściany jakby nie te same,

Znowu ciche i spokojne…

Przed świętymi lampa płonie,

Na kominku ogień strzela,

A tym światłem czasem spłonie

Ponad łożem karabela…

Gdy za wcześnie do spoczynku,

A Bóg nie dał w dom sąsiada,

Osiwiała para siada

Do mariasza przy kominku:

I jegomość kartę łaje,

A z czterdziestu jejmość zdaje…

Wszystko cicho – nic nie szaśnie,

Czasem tylko warta wrzaśnie

Albo kotki załopocą

Lub panienki zachichocą…

Bo i coż to tam za żywość

Młodych Polek i uroda!

Tam wstyd szczery, tam poczciwość,

Tam po Bogu dusza młoda!

Boć ta w Cnocie i w szczerocie

W wiejskim domku uchowane,

Wypieszczone, umuskane;

Niby dumne i dostojne,

A potulne, jak trusiątka!

Niby dworne, a pokorne,

Jakieś takie bogobojne

Jakby jakie niebożątka!

Myśl ich cicho w życiu świeci,

Pełne życia, jak nadzieje;

Lubią pieśni, tańce, dzieci,

Wiosnę, kwiaty, stare dzieje…

Gdy wesołe, istne trzpiotki

I wiewiórki, i szczebiotki!

Lecz gdy w smutku myśl zagrzebie,

Wówczas Polka taka rzewna:

Iż uwierzysz, że jej krewna

Najsmutniejsza z gwiazd na niebie!

Choć człek duszy jej nie zbadał,

Wkoło serca tak tam prawo,

Tak rozkosznie i tak łzawo,

Jakbyś grzechy wyspowiadał.

A gdy uśmiech łzę pokryje

I dla ciebie serce bije:

To cię dojmie tak do żywa,

Iż to cudne, cudne dziwa,

Że się serce nie rozpłynie,

Że od szczęścia człek nie zginie!

Zda się, że to żyjesz społem

Z rajskim dzieckiem czy z aniołem.

Lecz to szczęście, nie tak tanie,

Przeboleje dusza młoda;

Jednak lat i łez nie szkoda,

Boć raz w życiu to kochanie,

A jak ci się która poda

Z całej duszy i statecznie,

To już twoją będzie wiecznie

I w ład pójdzie ci z nią życie,

Bo twej duszy nie wyziębi:

Ona sercem pojmie skrycie,

Co myśl wieku dźwiga z głębi,

Co się w czasie zrywa, waży,

To w rumieńcu na jej twarzy

Jak w zwierciedle się odbije,

Bo w tym łonie przyszłość żyje!

A czy chcecie wiedzieć jaka? –

Świetna! świetna, jak myśl ona,

Którą natchnie Bóg i bitwa!

Czysta, święta jak modlitwa

Przed skonaniem odmówiona,

A potężna jak lud kmiecy,

Co ją dzwignie swymi plecy! –

Wyleć, wyleć, orle młody!

Ponad ziemię, ponad grady

Z myślą, z pieśnią wyleć społem,

Potocz młodą duszę kołem!

Wyleć śmiało i wysoko,

I odetchnij w świat szeroka!

Obleć ziemię skrzydłem gońca,

Opatrz wszystko okiem słońca!

Bo tych twoich borów szumy

I tych łanów złote kłosy,

I tych ludów śpiewne dumy

I wód fale, i niebiosy –

Grają jedną pieśnią zgodną,

Jak Bóg wielką i swobodną!

Pieśnią, której nic nie stłumi!

Temu tylko zrozumiałą,

Kto zrósł z ziemią duszą całą,

Kto za kraj ten zginąć umie…

Gdyby wiarze pognębionej

Traf szczęśliwy podał plecy,

A tej szlachcie znarowionej

Gdyby Bóg dał rozum kmiecy:

Cóż za życie pełne cudu!

Co za dola! co za zorza!

Zeszłaby nam z tego morza

I świeciłaby dla ludu!

Bo i cóż to tam za dusza,

Co tym ludem skrycie wzrusza!?

I wybija w tych to pieniach,

W hej dzielności na igrzysku;

I w tych męskich uniesieniach

Na pobojowisku! –

O, z tym ludem, ojców Boże!

Nim w spoczynku głowę złożę,

Dozwól jeszcze siać i zbierać!

Lub, gdy nie dasz przy nim pożyć,

Dozwól przy nim choć umierać

I strudzone kości złożyć…

29 grudnia 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Ignacy Krasicki - "Nowy Rok" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Nowy Rok

by Katarzyna Jerzykowska 28 grudnia 2016

Ignacy Krasicki

Nowy Rok

Nowego roku czas każe winszować,
Więc się zdobywam na powinszowanie;
Daj Panie Boże, w tym się tak zachować,
Iżby się nasze spełniło żądanie.
I spełni pewnie, kiedy w każdym kroku
O sobie będziem myśleć, nie o roku.

~~~
Bo cóż rok? Bożym czas zmierzony darem,
Miejsce i pora naszego działania:
Nie dni, lecz czynów dzielmy go wymiarem,
A czynów plennych prawego starania;
Wówczas, jak wieniec kłosami uwity,
Da plon szacowny, da plon znakomity.

~~~
Przeszły tysiączne, przejdą i następne.
Szala je wieczna, jak zmierzy, tak ziści:
Z nas plenne, z nas czcze, prawe, lub występne,
Skutek użycia, czucia i korzyści:
Odmiana, trwałość, nieczynność, ochota,
Da poznać w czem jest występek, lub cnota.

~~~
Lecz sprawcą, który rzeczy mierzy trwale,
Spuszcza wzrok względny na tych, co sprawieni:
Nie jest człowieka, co jest doskonale,
Sobą nikczemni, sprawcą orzeźwieni,
Czekajmy losu, Najwyższa istoto!
Karzesz z odrazą, nagradzasz z ochotą.

28 grudnia 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Adam Asnyk - "Na Nowy Rok" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Na Nowy Rok

by Katarzyna Jerzykowska 28 grudnia 2016

Adam Asnyk

Na Nowy Rok

Słyszycie! Północ już bije,
Rok stary w mgły się rozwiewa,
Jak sen przepada…
Krzyczmy: Rok nowy niech żyje!
I rwijmy z przyszłości drzewa
Owoc, co wiecznie dojrzewa,
A nie opada.

Rok stary jak ziarnko piasku
Stoczył się w czasu przestrzenie;
Czyż go żałować?
Niech ginie! bez łzy, oklasku,
Jak ten gladiator w arenie,
Co upadł niepostrzeżenie –
Czas go pochować.

Bywały lata, ach! krwawsze,
Z rozpaczy jękiem lecące
W przeszłości mrok;
A echo powraca zawsze,
Przynosząc skargi palące…
Precz z smutkiem! Życzeń tysiące
Na Nowy Rok!

Spod gruzów rozbitych złudzeń
Wynieśmy arkę rodzinną
Na stały ląd!
Duchowych żądni przebudzeń,
Potęgą stańmy się czynną,
Bacząc, by w stronę nas inną
Nie uniósł prąd.

Rozumu, niezgiętej woli,
Prawdziwej duchowej siły
I serc czystości!
A Bóg nam stanąć pozwoli,
I z naszej skromnej mogiły
Dzieci się będą uczyły,
Jak żyć w przyszłości.

W olbrzymim pokoleń trudzie
Bądźmy ogniwem łańcucha,
Co się poświęca,
Nie marzmy o łatwym cudzie!
Najwyższy heroizm ducha
Jest walką, co nie wybucha,
Pracą bez wieńca.

Uderzmy w kielichy z winem
I bratnie podajmy dłonie,
Wszakże już czas!
Choć różni twarzą lub czynem,
Niech nas duch jeden owionie,
Niech zadrży miłością w łonie
I złączy nas!

Bo miłość ta, która płynie
Z poznania ziemskiego mętu,
Jest światłem dusz!
Choć Bogu wznosi świątynie,
Potrafi zstąpić bez wstrętu
I wyrwać słabych z odmętu
W pośrodku burz.

Niech żyją pierwsi w narodzie,
Jeżeli zawsze są pierwsi
I w poświęceniu!
Gdy z czasu potrzebą w zgodzie,
W szlachetnym czynie najszczersi,
Swą dumę umieszczą w piersi,
A nie w imieniu!

I ci, co żadnej spuścizny
Na grobie matki nie wzięli
Prócz łez – niech żyją!
Jeżeli miłość ojczyzny
Jako synowie pojęli
I na wyłomie stanęli,
Gdzie gromy biją.

Spełnijmy puchary do dna
I życzmy sobie nawzajem
Szczęśliwych lat!
Niech myśl powstanie swobodna
I światło błyśnie nad krajem!
Bogu w opiekę oddajem
Przyszłości kwiat.

Tych naszych braci, co cierpią,
Miłością naszą podnieśmy
Męczeński ród.
Niech od nas pociechę czerpią,
Nadzieję w ich sercach wskrześmy,
Wołając: jeszcze jesteśmy –
Niech żyje lud!

28 grudnia 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Mickiewicz Adam - "Nowy Rok" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Nowy Rok

by Katarzyna Jerzykowska 28 grudnia 2016

Mickiewicz Adam

Nowy Rok

Skonał rok stary; z jego popiołów wykwita
Feniks nowy, już skrzydła roztacza na niebie;
Świat go cały nadzieją i życzeniem wita.
Czegoż w tym nowym roku żądać mam dla siebie?
Może chwilek wesołych? – Znam te błyskawice;
Kiedy niebo otworzą i ziemię ozłocą,
Czekamy wniebowzięcia: aż nasze źrenice
Grubszą niżeli pierwej zasępią się nocą.
Może kochania? – Znam tę gorączkę młodości;
W platońskie wznosi sfery, przed rajskie obrazy.
Aż silnych i wesołych strąci w ból i mdłości,
Z siódmego nieba w stepy między zimne głazy.
Chorowałem, marzyłem, latałem i spadam;
Marzyłem boską różę, bliski jej zerwania
Zbudziłem się, sen zniknął, róży nie posiadam,
Kolce w piersiach zostały. – Nie żądam kochania.
Może przyjaźni? – Któż by nie pragnął przyjaźni!
Z bogiń, które na ziemi młodość umie tworzyć,
Wszakże tę najpiękniejszą córkę wyobraźni
Najpierwszą zwykła rodzić i ostatnią morzyć.
O! przyjaciele, jakże jesteście szczęśliwi!
Jako w palmie Armidy wszyscy żyjąc społem,
Jedna zaklęta dusza całe drzewo żywi,
Choć każdy listek zda się oddzielnym żywiołem:
Ale kiedy po drzewie grad burzliwy chłośnie
Lub je żądło owadów jadowitych drażni,
Jakże każda gałązka dręczy się nieznośnie
Za siebie i za drugie! – Nie żądam przyjaźni.
I czegoż więc w tym nowym roku będę żądał?
Samotnego ustronia, dębowej pościeli,
Skąd bym już ani blasku słońca nie oglądał,
Ni śmiechu nieprzyjaciół, ni łez przyjacieli.
Tam do końca, a nawet i po końcu świata,
Chciałbym we śnie, z którego nic mię nie obudzi.
Marzyć, jakem przemarzył moje młode lata:
Kochać świat, sprzyjać światu – z daleka od ludzi.
Pisałem w więzieniu r 1823. ostatniego dnia.

28 grudnia 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Adam Mickiewicz - "Zima miejska" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Zima miejska

by Katarzyna Jerzykowska 16 grudnia 2016

Adam Mickiewicz

Sonety odeskie

Zima miejska

Przeszły dżdże wiosny, zbiegło skwarne lato
I przykre miastu jesienne potopy,
Już bruk, ziębiącą obleczony szatą,
Od stalnej Fryzów niekrzesany stopy.

Więzieni słotą w domowej katuszy,
Dziś na swobodne gdy wyjrzym powietrze,
Londyński pojazd tarkotem nie głuszy
Ani nas kręgi zbrojnymi rozetrze.

Witaj narodom miejskim pora błoga!
Już i Niemeńców, i sąsiednich Lechów
Tu szuka ciżba, tysiącami mnoga,
Zbiegłych Dryjadom i Faunom uśmiechów.

Tu wszystko czerstwi, weseli, zachwyca,
Czy ciągnę tchnienie, co się zimnem czyści,
Czy na niebieski zmysł podniosę lica,
Czyli się śnieżnej przypatruję kiści.

Jedna z nich pływa w niepewnym żywiole,
Druga ciężarem sporsza już osiadła;
Tą wiatr poleciał stwardniałe kryć role
Albo pobielić Wiliji źwierciadła.

Lecz kogo sioło dzisiejsze uwięzi,
Zmuszony widzieć łyse gór wiszary,
Grunt dziki, knieję nagimi gałęzi
Nie silną zimne podźwignąć ciężary

Taki, gdy smutna ciągnie się minuta,
Wreszcie zmieniony kraj porzuca z żalem
I dając chętnie Cererę za Pluta,
Pędzi wóz ku nam ciężarny metalem.

Tu go przyjmują gościnne podwoje,
Rzeźbą i farbą odziany przybytek,
Tutaj rolnicze przepomina znoje
W pieszczonym gronie czarownych Charytek.

Na wsi, zaledwie czarna noc rozrzednie,
Każe wraz Ceres wczesny witać ranek,
Tu, chociaż słońce zajmie nieba średnie,
Śpię atłasowych pod cieniem firanek.

Lekkie nareszcie oblókłszy nankiny,
Modnej młodzieży przywoływam koło;
Strojem poranne zbywamy godziny
Albo rozmową bawim się wesołą.

Ten w lśniący kryształ włożywszy oblicze,
Wschodnim balsamem złoty kędzior pieści;
Drugi stambulskie oddycha gorycze,
Lub pije z chińskich ziół ciągnione treści.

A kiedy chwila dwunasta nadbieży,
Wraz do śliskiego wstępuję powozu,
Sobol lub rosmak moje barki jeży
I suto zdobiąc, nie dopuszcza mrozu.

Na sali orszak przywitam wybrany,
Wszyscy siadają za biesiadnym stołem,
W kolej szlą pełne smaków porcelany
I sztucznym morzą apetyt żywiołem.

Pijemy węgrzyn, mocny setnym latem,
Wrą po kryształach koniaki i poncze;
Płci piękna gasi pragnienie muszkatem,
Co dając rzeźwość, myśli nie zaplącze.

A gdy się trunkiem zaiskrzą źrenice,
Dowcipne, czułe wszystkim płyną słowa,
Niejeden uwdzięk zarumieni lice,
Niejedna wzrokiem zapala się głowa.

Nareszcie słońce zniżone zagasło,
Rozsiewa mroki dobroczynna zima,
Boginie dają do rozjazdu hasło,
Zagrzmiały schody i już gości nie ma.

Którzy są z szczęściem poufali ślepem,
Pod twój znak idą, królu Faraonie.
Lub zręczni lekkim wykręcać oszczepem,
Pędzą po suknach wytoczone słonie.

A gdy noc ciemne rozepnie zasłony
I szklannym światłem błysną kamienice,
Młodzież, dzień kończąc wesoło spędzony,
Tysiączną sanią szlifuje ulice.

16 grudnia 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Maria Konopnicka - "Zima do poety" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Zima do poety

by Katarzyna Jerzykowska 16 grudnia 2016

Maria Konopnicka

Damnata

Zima do poety

Jest-ci to ziemia omdlała i czarna,
Ale w niej drzemie barw cudnych tysiące.
I kwiatów życia złożone w niej ziarna,
Nim przyjdzie słońce…
Ty tylko pieśnią jej łono zagrzewaj…
O mów! O śpiewaj!

Jest-ci to ziemia i wyschła i pusta,
Ale w niej bije żywota zdrój świeży,
I rzesz spragnionych napoi on usta,
I szumem wielkim ku morzu pobieży.
Ty tylko pieśnią, jak wichrem powiewaj…
O mów! O śpiewaj!

Jest-ci ta ziemia bezpłodna i głucha,
Ale ma soki w swem łonie żywiące,
Co dadzą pokarm dla ciała i ducha
Na lat tysiące.
Ty tylko pieśnią jej niwy obsiewaj…
O mów! O śpiewaj!

Myśl i czyn wielki, jak chleb się poczyna
Z małego ziarnka, co pada w pierś ziemi;
A kiedy wiosny uderzy godzina,
Buja plonami złotemi.
Choć wszyscy zwątpią — ty się ich spodziewaj…
O mów! O śpiewaj!

Nikt nie wie kędy i odkąd przywiany,
Zarodek życia przynosi nam dola.
Z wiatrem uderza o chat naszych ściany,
O nasze pola.
Ty orz je pieśnią i łzami polewaj…
O mów! O śpiewaj!

16 grudnia 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Adam Mickiewicz - "Śniła się zima" - czytanki.pl
Wiersze i wierszyki

Śniła się zima

by Katarzyna Jerzykowska 16 grudnia 2016

Adam Mickiewicz

Liryki lozańskie

Śniła się zima

Miałem sen w Dreźnie 1832 r., marca 23, który ciemny i dla mnie niezrozumiały. Wstawszy, zapisałem go wierszem. Teraz, w roku 1840, przepisuję dla pamięci.

Śniła się zima, ja biegłem w szeregu,
Za procesyją pod niebem, po śniegu.
Nie wiem, skąd wiemy, że na brzeg Jordanu
Idziem, i w górze odgłos, chwała Panu,
Pokój trzem królom, ludy! do Jordanu! —
Ludzie obok mnie szli dwoma rzędami,
Kobiety, starce i dzieci parami,
W bieli ubrani ci, co z prawej strony;
Ci, co na lewo, w żałobne opony,
Szli ze świecami w dół obróconemi;
Świece gorzały płomieniem do ziemi,
Jak złote strzały.
A ci bez światła szli, co po prawicy,
Każdy z nich w ręku niósł kwiat zamiast świécy.
Spojrzałem w twarze: są i mnie znajome;
Zląkłem się, wszystkie jak głaz nieruchome.
Wtem jedna osoba wyszła z prawej strony,
Kobieta świeci okiem przez zasłony.
Stanęła przy mnie; wtem wybiegł chłopczyna
I o jałmużnę dla ojca zaklina.
Dałem grosz, ona dała tyle dwoje.
Znowu sześć dałem, ona znów we dwoje.
Zbiegli się widze, po złoto sięgamy,
Kto z nas da więcej, dajemy, szukamy,
Wstyd nam! już wszystko daliśmy, co mamy.
Lud łajał chłopcu, oddaj im, żartują.
Oddam, rzekł chłopiec, jeżeli żałują.
Lecz nazad przyjąć już mi się nie chciało.
Postać mnie ręką przeżegnała białą.
Wtem weszło słońce — lato — śnieg nie spłynął,
Lecz, jak ptak biały, dwa skrzydła rozwinął
I skacząc leciał; niebo się odkryło,
I wkoło ciepło i błękitno było!
Uczułem zapach Włoch, róż i jaśminu,
Róże pachnęły górą Palatynu.
Ujrzałem Ewę,
Jaką widziałem na Albańskiej Górze,
W białej sukience i ubraną w róże;
Motyle wkoło, ona między niemi
Zdała się wznosić i nie tykać ziemi.
Twarz piękna jako Przemienienie Pańskie,
Wzrok utopiła w Jezioro Albańskie,
Ciekawie patrzy, nie ruszy powieki,
Jakby w tej głębi modrej i dalekiéj
Odbite swoje oblicze widziała,
I przed jeziorem róże poprawiała.
Chciałem przywitać, lecz siły nie miałem,
Z gwałtownej chęci mówić — oniemiałem;
Lecz rozkosz moja, ach! ta rozkosz senna,
Któż ją opowie? — mocniejsza niż dzienna,
Lżejsza i milsza: jawa ma żar słońca,
A sen łagodność i ciszę miesiąca.
Za ręce wreszcie jak siostrę ująłem;,
Spojrzała ku mnie okiem niewesołem.
O siostro moja, patrząc w to twe oko,
Czuję me szczęście tak dziwnie głęboko,
Że mi się zdaje, że jestem w kościele.
Ona mi rzekła z uśmiechem dziecięcia:
Rodzice moi chcą mnie z innym swatać,
Lecz ja jaskółka chcę daleko latać;
Mam skrzydła dobre, patrz, jaki ptak ze mnie!
Lecę popłukać pióra moje w Niemnie.
Wiem ja o twoich wszystkich przyjaciołach,
Znajdę ich, leżą w grobach, po kościołach.
Muszę i w lasy, w jeziora przepadać,
I drzew popytać i z ziołkami gadać,
One o tobie dziwne rzeczy wiedzą,
Wszystko, gdzieś chodził, coś robił, powiedzą.
Słuchałem — i mnie nie zdała się ciemna
Jej mowa, choć tak dziwna i tajemna.
I mnie się zdało, że sam lecieć mogę,
I prosiłem ją, by mnie wzięła w drogę.
Zląkłem się tylko, że chce na doliny
Iść pytać o mnie drzewa i krzewiny,
I przypomniałem nagle wszystkie błędy,
Chwile pustoty, szaleństwa zapędy,
I czułem serce tak mocno rozdarte,
Tak jej, i szczęścia, i nieba niewarte;
Wtem obaczyłem jaskółkę, z powrotem
Już leci; za nią jakby wojsko czarne:
Sosny i lipy, piołuny i cząbry,
Świadczyć przeciwko mnie.
Przebudziłem się z obliczem ku niebu,
Z rękami na krzyż, jakby do pogrzebu.
Sen mój był cichy. Łzy jeszcze płynęły
Gęsto po licach, i jeszcze wionęły
Świeżym zapachem i Włoch i jaśminu,
I Gór Albańskich i róż Palatynu.

16 grudnia 2016 0 comments
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Nowsze
Starsze

Pozostańmy w kontakcie

Facebook Twitter Instagram Youtube

Najnowsze czytanki

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Wiosna

  • Góra Kikineis

  • Jak modlitwa ochrania przed złodziejami

Reklama

Portal dla kobiet, przyszłych i obecnych mam


Całoroczne domki w Bieszczadach

Jak przygotować się do porodu?

Kategorie

  • Audiobooki (197)
  • Bajki i baśnie (236)
  • Fragmenty książek (45)
  • Inne (65)
    • Cytaty (26)
    • Dla dorosłych (7)
    • Polskie (7)
    • Przysłowia (2)
    • Zagadki (14)
    • Zagraniczne (2)
  • Okolicznościowe (39)
    • Boże Narodzenie (15)
    • Dzień babci (13)
    • Dzień dziadka (7)
    • Wielkanoc (7)
  • Piosenki i kołysanki (5)
  • Powieść (34)
  • Wiersze i wierszyki (424)
    • Rymowanki i wyliczanki (74)

Czytanki, Bajki, Opowiadania, Baśnie, Cytaty, Powiedzenia, Powieści, Wyliczanki, Kołysanki, Audiobooki to wszystko dla dzieci – do czytania, słuchania lub drukowania. Znane baśnie i bajki dla dzieci w każdym wieku – Andersena, braci Grimm i inne.

Kontakt

Masz jakieś czytanki, bajki, opowiadania, które chcesz zamieścić na naszej stronie? A może potrzebujesz abyśmy napisali coś specjalnie dla Ciebie? Jeśli tak, to wyślij do nas wiadomość:

Email:  kontakt@czytanki.pl

  • Facebook
  • Twitter
  • Instagram
  • Pinterest
  • Youtube

@2015 - 2025 - All Right Reserved. Realizacja: www.woh.group

Powiadomienie o plikach cookies: czytanki.pl korzysta z plików cookies. Pozostając na tej stronie, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies.Zamknij
Polityka prywatności i ciasteczka

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT
czytanki.pl
  • Bajki i baśnie
  • Powieść
  • Okolicznościowe
    • Boże Narodzenie
    • Wielkanoc
    • Dzień babci
    • Dzień dziadka
    • Dzień matki
  • Piosenki i kołysanki
  • Wiersze i wierszyki
    • Rymowanki i wyliczanki
  • Audiobooki
  • Inne
    • Cytaty
    • Fragmenty książek
    • Dla dorosłych
    • Przysłowia
    • Zagadki
    • Zagraniczne