Wrona i kokoszka

by Katarzyna Jerzykowska

Iwan Kryłow

Wrona i kokoszka

Kiedy książę pan Smoleński
dla zgotowania czelnym najezdnikom klęski
chciał, by się w potrzask do Moskwy dostali,
i poświęcił ją jako łup nowych Wandali,
wszyscy mieszkańcy – czy biedak, czy pan –
nie tracąc czasu, zgodnie, w jednej chwili
niby pszczoły wyroili
z rodzinnego miasta ścian.

Siedząca na dachu Wrona,
obojętna, niewzruszona,
obserwując z wysoka tłum płynący nisko,
spokojnie sobie czyściła nosisko.

„A wy, kumciu, co?… Czas w drogę! –
krzyknie z wozu Kokoszka. – Na co tu czekacie?
Powiadają, że za progiem
Nieprzyjaciel”.

A na to wrona:
„Ja go się nie boję.
Spokojnam o życie swoje.
Wy, kury, co innego: dla was groźny on.
Ale nikt nie gotuje i nie piecze wron.
Jeszcze raczej tu sobie
ochłap czy kość zarobię.
Żegnaj, Kokoszko, pa! Szczęśliwej drogi!”

Doczekała się nareszcie
gości nieproszonych w mieście.
Lecz ją, niestety, spotkał zawód srogi:
przybysz, głodem morzony,
jął polować na wrony
i z siostrami pospołu
też poszła do rosołu.

Kto łamie solidarność, opuszcza walczących,
często tak kończy:
z myślą o przypadkowych fortuny podarkach,
wpada jak wrona do garnka.

Może spodobają Ci się również: